Edukacja na skróty
Tak, przeciwstawiając się wizji szkoły jako miejsca cierpienia, umartwiania, krwi, potu i łez, zdecydowanie namawiam do chodzenia na skróty. Skoro jest wymóg - to realizować, ale na własnych zasadach.
Jak widzimy opór wobec nudnych lektur - przerabiajmy opracowania. Ja w liceum bazowałem na nich i zawsze brałem żywy udział w dyskusjach. W sumie nic tak nie wykazuje absurdalności systemu, jak fakt, że łatwiej się przygotować do kartkówek przez opracowania niż lekturę. No, ale skoro takie są ramy - ok. Przerobić szybko, co trzeba (bryki, skróty itd.) i będzie czas na to, co ciekawe dla ucznia i nauczyciela.
Oczywiście to samo z podstawą programową. Skrótowo omówić na kilku-kilkunastu lekcjach wszystkie treści z podstawy, dać uczniom jakieś bryki, skrypty itd.
A potem już swobodnie skupić się na tych fragmentach (także z podstawy), które wciągają uczniów. I poświęcić im więcej miejsca. I rozszerzyć na to, co ważne.
Oceny? Powstawiać z zapasem kilka jak trzeba - a potem robić swoje.
itd.
System wymaga - dać mu ile trzeba.
"Naści, piesku, kiełbasy! tylko się nią nie udław" :)
a potem realizować autorskie programy.
Tomasz Tokarz
Komentarze
Prześlij komentarz