Co się sprawdza?



Często jestem pytany o przydatne i sprawdzone metody/techniki dydaktyczne. Problem polega jednak na zdefiniowaniu przydatności - czy chodzi o bieżącą użyteczność czy sens w szerszej i dłuższej perspektywie?

Znam mnóstwo przydatnych technik, które jednak niekoniecznie mają głębszy sens. Wiem też, co robić by efekty były trwałe - ale z perspektywy aktualnej funkcjonalności (specyfiki systemu szkolnego) tego rodzaju działania okazują się trudne do realizacji. Czasem przyjmowane
 są bardzo sceptycznie.
Kiedy zaczynałem pracę nauczyciela akademickiego bardzo sprawdzał mi się system punktowy (nazwałem tę technikę "łowcy punktów"). Studenci mieli jasno określone kryteria zaliczenia i sprecyzowane nagrody. Za każde zajęcia można było zdobyć określoną sumę punktów (aktywność, wkład w zajęcia itd). Aby uzyskać pożądaną ocenę końcową trzeba było ich zebrać odpowiednio dużo. Jeśli ktoś miał za mało mógł nadrobić przez przygotowanie prezentacji, napisanie testu lub wykonanie innego zaproponowanego przez siebie zadania - niemniej o rozdziale punktów decydowałem ja.

Wilk był syty i owca cała. Studenci wiedzieli co robić. I robili. Ja miałem spokój, bo się angażowali i sami dbali o to, by łapać punkty. Większość była zadowolona. Zgromadzili tyle ile potrzebowali i zaliczali.

Tylko, czy ta technika miała głębszy sens? Czy budowała świadomość? Czy istotnie wzbogacała ich wiedzę? Studenci walczyli o punkty. Czy jednak rzeczywiście rozwijali w ten sposób rozumienie siebie i świata?

Na przeciwnym biegunie była technika (czy jej brak), realizowana pod koniec mojej kariery. Zrezygnowałem z kryteriów i wskazówek. Odrzuciłem punkty i oceny. Zajęcia miały ogólnie zarysowany plan, ale wiele rzeczy (przynajmniej z perspektywy uczestników) działo się spontanicznie. Sens ujawniał się pod koniec zajęć. Było dużo symulacji, gier, wyciągania na środek, dyskusji. Konfrontowania z samym sobą. Mogło to zaskakiwać. Mogło zakłócać komfort.

Nie zawsze się to sprawdzało "tu i teraz". Zdarzało się, że studenci nie byli przygotowani do takiego trybu pracy. Niektórzy czekali na wskaźniki, mierniki, oceny. Części się to nie podobało. Woleliby pewnie klarowny system punktowy.

Ale ci którzy weszli w taki tryb pracy mówili potem (już po zaliczeniu), że bardzo ich to wzbogaciło. Że były to najlepsze zajęcia, w jakich uczestniczyli. Z niektórymi mam kontakt po latach i wciąż je wspominają

Przydatność zatem nie jest jednoznaczna. Zależy od tego, jakie cele sobie stawiamy i w jakiej przestrzeni funkcjonujemy.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty