Samodzielność uczniów



Te wszystkie naciski na sprawdziany, ten handel ocenami, te gwałtowne protesty wobec zmniejszenia dyscypliny, to pragnienie pozostania w centrum, to pędzenie z materiałem, to akcentowanie konieczności przekazu twardych danych kosztem rozwoju miękkich kompetencji, te wyśmiewania inicjatyw rodziców, którzy chcieliby ograniczenia zadań domowych są przejawem przekonania o dominującej pozycji nauczyciela w procesie rozwoju ucznia.

Mam czasem wrażenie, że wciąż zdarzają się nauczyciele naprawdę wierzą, że bez nich uczeń niczego się nie nauczy. Będzie ciemny jak tabaka w rogu, trafi na bruk i stanie się wegetującą rośliną. Dlatego tak mocno akcentują swą niezbędność.

Takie myślenie ma swoje konsekwencje. Nauczyciel, który nie postrzega ucznia jako zdolnego do samokształcenia - nie będzie przygotowywał go do samodzielnych działań. Nie pomyśli o nim, jak o autonomicznym podmiocie. Będzie traktował jako obiekt do ukształtowania. Jako pudełko do napełniania informacjami.

W konsekwencji uczniowi będzie ciężko wybić się na niezależność. Przywyknie do uczenia pod dyktando ocen i testów. Pozostanie zależny od poleceń i uwag. Będzie reagował jedynie na stymulowanie kijem czy marchewką.

Zamiast aktywnie poszukiwać wiedzy będzie czekał na wyznaczane zadania. 
Zamiast samodzielnie oceniać swoje działania będzie nerwowo wypatrywał odgórnej ewaluacji (aż ktoś powie, czy robi dobrze czy źle). 
Zamiast brać odpowiedzialność za własne uczenie - będzie przerzucał ją na dorosłego.

Dlatego paradoksalnie miarą sukcesu nauczyciela nie jest stałe wpływanie na ucznia (czyli utrzymanie zależności) - lecz uczynienie siebie nieprzydatnym.


"Miarą sukcesu nauczyciela jest móc powiedzieć: ci uczniowie pracują tak, jakbym nie istniał(a)" Maria Montessori

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty