Smartfon w edukacji



Od czasu do czasu w dyskursie publicznym pojawiają sie alarmistyczne głosy, podszyte grubo lękiem, ostrzegające przed cyfrową demencją, straszące atomizacją społeczną, do jakiej miała doprowadzić ekspansja multimediów. Obawy znajdują przełożenie na postulaty zakazania uczniom korzystania z sprzętu elektronicznego w szkole. W opowieściach o zagrożeniach przemieszane są fakty i mity, sensownym diagnozom towarzyszą niezwykłe uproszczenia, głębokim refleksjom - slogany i stereotypy. 

Oczywiście można szukać niebezpieczeństw ale... Nie bawmy się w hipokrytów. Przecież my dorośli też korzystamy z urządzeń multimedialnych. Trudno mi obecnie wyobrazić sobie zdobywanie informacji bez ich udziału. Dla mnie laptop czy smartfon to podstawowe narzędzia pracy. Facebook - główny instrument edukacyjnego oddziaływania. Gdyby ktoś mi zakazał korzystania z tych rzeczy czułbym się niezwykle zubożony. Uwielbiam kontakt bezpośredni, rozmowę, wymianę zdań na żywo - niemniej to media społecznościowe są dla mnie dziś wstępem do ich nawiązania. Dzięki facebookowi znalazłem wiele osób dziś mi bardzo bliskich. Social media zmieniają komunikację, ale czy istotnie na gorsze? Często ożywiają kontakty. Interakcje na w mediach społecznościowych korelują pozytywnie z relacjami w świecie realnym.

Szczególnie często straszy się smartfonami. Nie bardzo wiem, jak się do tego odnieść. Smartfon to urządzenie wielofunkcyjne. To przenośny aparat, dyktafon, kamera, GPS, kompas, notatnik, radio, telefon, nadajnik treści, komunikator, tłumacz, czytnik książek i czasopism, skaner, kalkulator, kalendarz, latarka, karta płatnicza, poziomica, miernik odległości, maszyna do gier itd. 

Jeśli rozmawiamy o zagrożeniach - to konkretnie o czym? Dla mnie podejmowanie takiego tematu to jak wskazywanie, że radio jest niebezpieczne, bo słuchanie go (na full) grozi uszkodzeniem słuchu. A zbyt długie słuchanie może wiązać się z unikaniem kontaktów społecznych. 

Boimy się smartfonów, bo widzimy je tylko przez pryzmat bezwartościowych aktywności (typowym obiektem do bicia są gry). Tymczasem to niezwykłe, wielowymiarowe urządzenie o ogromnych możliwościach. Kiedy pokazałem moim uczniom kilka fajnych aplikacji (do robienia quizów, montowania filmów, obróbki grafiki) to zauważyłem, że potem w wolnej chwili zamiast odpalać strzelankę - rozwiązują testy (albo sami je robią dla kolegów) lub tworzą plakaty. 

Mam czasem wrażenie, że klikali co popadnie tylko dlatego, że nie bardzo wiedzieli, co innego mogliby robić. (Szczególnie ten problem zauważalny jest w rodzinach o tzw. niskim kapitale kulturowym - tam się sadza dzieci przed kompem/tabletem/smartfonem, by mieć spokój). Dlatego zamiast walczyć ze smartfonem, staram się pokazać jak można go użyć dla własnego rozwoju. 

Smartfon to narzędzie. Jeśli ludzie nie potrafią się nim posługiwać, to trzeba im pomóc. Pokazać możliwości. Wiele dzieci nie potrafi nowych technologii wykorzystać dla własnego rozwoju. Ale tak samo jest z dorosłymi. Tymczasem sporo z nich stara się wchodzić w rolę decydentów, odgórnych regulatorów, najcześciej nie bardzo mając pojęcie, co oferują nowe technologie. Podchodzą do nich nieco stereotypowo. Nie rozumieją ich. I wtedy kończy się zakazem.

Dlatego widzę edukację medialną bardziej w kategoriach spotkania obu grup, wzajemnej wymiany, spotkania wspieranego przez eksperta, który przetestował różne urządzenia i programy. I może podpowiedzieć, doradzić, wskazać rozwiązania.

Skoro małe urządzenie zapewnia nam dostęp do ogromnej wiedzy, niezliczonych danych, setek filmów edukacyjnych, dziesiątek opracowań, jeśli ułatwia kontakt z innymi ludźmi na całym świecie - to dlaczego z niego nie korzystać? Czemu nie dostosować go do potrzeb uczniów i celów szkoły? Czemu udawać, że ono nie istnieje? Czy zakaz spowoduje, że uczniowie automatycznie nawiążą mocne i trwałe relacje? Zaczną odnosić większe sukcesy? Lepiej przyswajać wiedzę? Niby w jaki sposób?

Problemem nie jest przecież samo używanie tego rodzaju sprzętów - lecz to, w jaki sposób i do czego się je stosuje. Można robić nimi sweet focie czy grać w strzelanki a można eksplorować zasoby bibliotek lub tworzyć własne projekty naukowe. Dlaczego uczniowie nie mają robić blogów na lekcjach? Układać (za pomocą specjalnych programów) zagadek dla kolegów i koleżanek? Projektować gier edukacyjnych? 

Moja ogólnie pozytywna opinia o ICT nie znaczy, że jestem entuzjastą wprowadzania multimediów za wszelką cenę. Czasem jest to robione kompletnie bez sensu, bez wizji, bez rzeczywistego rozpoznania potrzeb. Kupuje się gadżety, tablice i komputery, które potem obrastają kurzem - bo brakuje pomysłów na ich wykorzystanie. Cyfryzacja nie jest wszakże wartością samą w sobie. Samo wyposażenie klasy w laptopy nie jest żadnym kluczem do sukcesu - jeśli uczeń nie potrafi ich sensownie używać. Rozdanie smartfonów osobom o niskim kapitale społeczno-kulturowym nie spowoduje wzrostu ich świadomości.

Powiedzmy sobie jasno - żaden sprzęt nie zastąpi dobrego nauczyciela, refleksyjnego, empatycznego, rozumiejącego uczniów, otwartego na nich głosy, stojącego po ich stronie, posiadającego szerokie horyzonty. Prawdziwy rozwój odbywa się przez interakcje. Jeśli nauczyciele i uczniowie lubią i szanują się nawzajem edukacja będzie przebiegać sprawnie. W takich okolicznościach komputery czy tablety staną się jedynie przydatnym dodatkiem do fascynującej przygody z wiedzą, technicznym wsparciem na drodze do poznania siebie i otaczającego świata. 

Tomasz Tokarz

Komentarze

  1. Te innowacje niestety mają też swoje ujemne strony - socjalizacja dzieci musi przebiegać w naturalny, stadny sposób. Dziecko traci wiele przez to że to się nie dzieje.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty