Ocenoza



Walka z ocenozą musi być prowadzona ze świadomością, czym oceny szkolne tak naprawdę są. Nie stanowią po prostu obiektywnych wskaźników postępów w uczeniu się. Traktowane są inaczej: jako kary. Lub nagrody.

Nasze mózgi to organy społeczne. Jak radary nastawione są na ludzi. Na ich opinie o nas. Mają wkodowane, że do przetrwania potrzebna jest akceptacja grupy - a najgorszą formą kary jest wykluczenie. Dlatego usilnie próbują zwrócić na siebie uwagę i udowodnić swą przydatność. Stąd eksponowanie przez dorosłych aut, pozycji, stopni naukowych, nowych fryzur: za ich pomocą starają się pokazać, że są atrakcyjni. I kupić choć trochę uznania...

Nasz wewnętrzny układ nagrody jest zorientowany na zbieranie przejawów zainteresowania innych. Ponieważ większość czasu uczeń spędza w szkole - nic dziwnego, że także tam poszukuje głasków.

A w szkole wciąż słyszy (co wzmacniane jest przekazem domowym), że to właśnie oceny (średnia) stanowią miarę wartości człowieka. Zaczyna je zatem traktować jak walutę, za pomocą której kupuje zainteresowanie, uznanie, akceptację dorosłych. Dobre stopnie powodują, że staje się bardziej zauważany. Częściej chwalony. Daje to jego mózgowi komunikat: jesteś potrzebny - nie odrzucimy cię. To nieważne, że w dorosłym świecie nie przekładają się na realny sukces. Ważne, że tu i teraz dają poczucie dostrzeżenia.

Oceny to stymulatory WUN. Powodują zastrzyk dopaminy, która przynosi zadowolenie. Oczywiście to stymulator całkowicie sztuczny. Mózg też nie jest głupi i widzi, że walka o oceny stała się rytuałem dorosłych a realnym przejawem uznania ze strony rówieśników stało się coś innego. A przecież na ich opinii zależy uczniom najbardziej. To zdanie równolatków określa atrakcyjność.

I dlatego dzisiejsi nastolatkowie bardziej niż ocenami są zainteresowani lajkami, subami czy serduszkami na Insta. Bo traktują te kliki za bardziej wartościową walutę niż cyferki. Działają racjonalnie, szukając uznania równolatków za pomocą tego, co dla nich ma znaczenie. Idą za tym, co na rynku uznania lepiej się sprzedaje.

Dorośli nie zawsze to rozumieją i narzekają na głupią młodzież, że te internety są dla nich ważniejsze niż stopnie. Skąd to rozczarowanie?

Działa tu ten sam mechanizm. Przywykliśmy kupować uwagę młodzieży za pomocą ocen. Dzięki temu więcej czasu poświęcali na nasz przedmiot, mocniej skupiali na nas uwagę. W zamian za oceny dostawaliśmy zauważenie i uznanie. Czuliśmy się potrzebni. Czuliśmy, że nasza praca ma sens. A teraz? Co począć kiedy byle youtuber wzbudza większą ciekawość?

Walcząc z ocenami, pamiętajmy że to tylko narzędzie. Jeśli zabierzemy je, to uczniowie wygłodniali uznania i nieświadomi realnego podłoża swych działań poszukają sobie innych instrumentów budowania poczucia wartości. Jeśli ich nie znajdą, to skończy się frustracją.

Jeśli chcemy pokonać ocenozę musimy zadbać o rozwój świadomości nas wszystkich. I dzieci. I dorosłych.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty