Strata czasu



Niestety, spora część tego, co uczniowie dziś robią w szkole to zwyczajna strata czasu i energii: i uczniów, i nauczycieli.

Jak w tych warunkach można mówić o motywowaniu? Motywowaniu do czego? Do robienia rzeczy bez sensu i znaczenia? Do przesypywania piasku z worka do worka? Do realizowania programów nasyconych szczególikami? Do wkuwania danych, które za chwilę i tak zapomną? Do wykonywania poleceń? Do przygotowań do egzaminu, który jest w swej formie i treści oderwany od wszystkiego, co będą potem robić w życiu.

Opór uczniów wobec tych działań to objaw zdrowia psychicznego.
Tego, że ich mózgi działają poprawnie.
Przejaw zdrowego rozsądku.
Umiejętności krytycznej analizy rzeczywistości.
Oznaka inteligencji i refleksyjności.

Co w takim ujęciu oznacza motywowanie?

Mam skłaniać uczniów do działania niezgodnego z ich intuicją i racjonalnym oglądem sytuacji? Przecież to przejaw ich lekceważenia, zbagatelizowania ich autonomii, wolnej roli...

Mam im wmawiać, że ich niechęć wobec działań, których przydatności nie pojmują, ich znużenie, ich frustracja są przejawem lenistwa czy niedojrzałości? Przecież to pranie mózgu...

Mam przełamywać ich wolę? Przecież to przemoc...

Mam wymyślać różne sztuczki (metoda taka i owaka, technika tego czy tamtego), byle bardziej "ochoczo" robili rzeczy, które niczemu nie służą, a które muszę zrealizować, bo tego ode mnie wymaga centrala? Przecież to manipulacja...

Mam im obiecywać cuda na kiju, niespotykany sukces życiowy, nagrodę w raju jeśli tylko zrobią to, czego od nich oczekuję? Przecież to blaga, bujda zwykła...

Motywowanie powinno służyć rozwojowi ucznia.
Pomagać mu osiągać jego cele.
Wspierać go na drodze do lepszego rozumienia siebie i świata.
Nie może być narzędziem w procesie tresury...

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty