Sukces a podróż


Współczesna ideologia tzw. sukcesu zakłada (w skrócie), że sens podejmowanych działań jest zależny w prosty sposób od ich efektywności. Innymi słowy - celem aktywności (samym w sobie) jest realizacja zadania. Osiągnięcie go nadaje wartość naszym czynom. Im szybciej tym lepiej. I oczywiście jako pierwszy/pierwsza. By wyprzedzić innych. 

Efektem takiego myślenia bywają rozczarowania, frustracje, zniechęcenia (kiedy celu nie udaje się urzeczywistnić), albo kompulsywne gonitwy za kolejnymi wyzwaniami (gdy po zdobyciu kolejnego szczytu szybko spada satysfak
cja).
O wiele mocniej trafia do mnie idea drogi. Po prostu pewnymi ścieżkami warto iść (bo są wartościowe, bo dają odczucie głębokiego sensu, bo są wyrazem naszej misji, bo dają nam poczucie spełnienia, zaangażowania w coś większego niż my sami), niezależnie od tego, czy pozwolą nam szybko dotrzeć do punktu X. Oczywiście jeśli się uda, to tym lepiej. Ale jeśli nie - czy to unieważnia trud podjęty w szlachetnej intencji?

A co jeśli istotą żeglowania jest po prostu żeglowanie…?

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty