Politycy a edukacja



Przez kilka lat na przedmiocie "Społeczno-ideologiczne konteksty edukacji" analizowaliśmy m.in. koncepcje i programy edukacyjne polskich partii politycznych. Wniosek był w zasadzie jeden: partie nie mają nic sensownego do powiedzenia w tym obszarze. Jakichś kilka akapitów, pełnych albo samych sloganów ("zapewnimy każdemu dobrą edukację"), albo jakichś nieistotnych rozwiązań szczegółowych ("właśnie typu: 4+8 zamiast 6+3+3 itd.). Czasem trudno było w ogóle odróżnić założenia edukacyjne jednego ugrupowania od innego.

Podobne wrażenie odnoszę dzisiaj, kiedy patrzę na oferty głównych podmiotów politycznych. Mam wrażenie, że w ogóle nie ograniają znaczenia edukacji i nie mają na nią pomysłu. Ponieważ coś wypada wpisać, więc wpisują. Ale od razu widać, że nie traktują tego poważnie.

PiS odtwarza edukację wg modelu z XIX wieku. Opozycja mówi, że ma być nowocześnie. Co to znaczy? No, właściwie nic nowego - bo to kalki sprzed 30 lat, z początku lat 90. Bardziej aktywnie, więcej komputerów i angielskiego - to samo już czytam od kilkunastu lat. W takiej samej przestrzeni jak dotąd, tylko bardziej. Przez tych samych ludzi. Ładniej, efektywniej, praktyczniej. Hasła przepisywane od innych.


Nie ma całościowego, wizjonerskiego spojrzenia na szkołę. I przede wszystkim zadania ważych pytań: czemu to ma służyć? Jaka ma być w tym rola nauczyciela i ucznia? Jak przygotować do tego kadrę? itd.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty