Nie chcę się więcej bać...


Napotykam co jakiś czas na fb wpisy w stylu (parafrazuję): uczniów trzeba na początku mocno przytrzymać za twarz, pokazać kto rządzi a potem stopniowo popuszczać kaganiec. Wtedy nabiorą posłuchu i będzie można ich czegoś nauczyć.

Zupełnie nie chcę tego oceniać. Zdaję sobie sprawę, że we współczesnym systemie to może działać. Ze może nawet czasem nie ma innego wyjścia, by nauczyciel mógł realizować narzucone mu cele - których uczeń nie uznaje za własne i których nie rozumie.
Po prostu ja nie chcę w tym uczestniczyć. Nie chcę takiego modelu szkoły, w którym takie działania dają rezultaty. Tzn jakie? Wysoki wynik punktowy? Za cenę działania w strachu z przetrąconym charakterem?

Sam kiedyś tak działałem. Na początku drogi. Wysokie wymagania i surowa dyscyplina. Egzaminowanie bardzo skrupulatne: zasadniczo i bezlitośnie. Aż pewnego dnia przyszła do mnie studentka po egzaminie i powiedziała: "to były bardzo ciekawe zajęcia, naprawdę inspirujące, ale więcej nie chciałbym na nie chodzić". A ja: "czemu?". Ona: "bo się bardzo bałam tego egzaminu. A ja już więcej nie chcę się bać".

Ruszyło mnie to. Pomyślałem: po co ci to manipulowanie strachem? Przecież to słabe jest. Nie umiesz inaczej? I ta myśl rusza do dziś: tak działaj, by ludzie uczyli się nie dlatego, że się boją, ale dlatego, że czują w tym sens, że to ich ciekawi, że pomaga im się to doskonalić, lepiej rozumieć siebie i świat.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty