Listy od rodziców



Co dwa trzy dni dostaję listy od rodziców i nauczycieli.
Nie nadążam odpowiadać, więc postanowiłem część z nich upubliczniać, aby odpowiadać zbiorczo. Dzisiaj ten:

"Witaj. Poszukuję odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Sytuacja dotyczy mojego dziecka. Syn przez 3 kolejne dni z języka polskiego dostawał ocenę niedostateczną. Pani jako kategorie oceny wpisała odpowiedź ustną przy każdej z ocen. Natomiast komentarz do ocen wskazuje jednoznacznie że syn dostał je ze względu na złe zachowanie. Po mojej prośbie o wyjaśnienie sytuacji nauczycielka podała podstawę programową dla klas IV-VI. Chodzi konkretnie o kulturę języka i stosowanie wypowiedzi adekwatnie do sytuacji.

Mój syn ma problemy z zachowaniem. Potrafi być naprawdę dokuczliwy i głośno wyrażać swoje zdanie często nie przebierając w słowach. Pani poinformowała dzieci w klasie wcześniej że za wypowiedzi nie na temat będzie stawiała jedynki. Dziecko nie było wywoływane do odpowiedzi tylko po prostu bez pozwolenia nauczyciela zbierało głos. Ja osobiście odbieram to jako próbę zdyscyplinowania ucznia, bardzo nieudolną swoją drogą.

Teraz pytanie : czy nauczyciel ma prawo do wystawiania ocen niedostatecznych za takie zachowanie podając za argument podstawę programową informując mnie jednocześnie że odpowiedź ustna nie jest tylko wtedy gdy uczeń zostaje do niej wywołany ale całokształt wypowiedzi w czasie lekcji w tym samodzielne zabieranie głosu bez pozwolenia i nie na temat? (...)"

KOMENTARZ:
Od dawna potarzam, że oceny przestały być wskaźnikiem postępów ucznia a stały się (a może zawsze były) narzędziem wymuszania uległości. Po prostu nauczyciele postawieni w roli urzędników państwowych (ciągle kontrolowani i rozliczani) muszą sobie jakoś radzić. Zabrano inne środki dyscyplinujące więc jedynym skutecznym instrumentem zaprowadzania porządku stało się dla niektórych straszenie ocenami. Niejednokrotnie już słyszałem opowieści, że służą po prostu karaniu nadaktywnych uczniów. "Cicho bądź, bo dostaniesz jedynkę" - nie jest wcale rzadkim zjawiskiem.

Chciałbym, by nauczyciele mieli sporą autonomię. I potrafili z niej korzystać. Uważam, że nauczyciel ma prawo robić wszystko, co służy rozwojowi ucznia. Jeśli go dobrze poznał to wie, co podziała. Tylko, że niektóre działania są totalnie bez sensu, przeciwskuteczne. Tak jak to powyżej.

Na tak postawione pytanie ("czy nauczyciel ma prawo...") nie jest mi łatwo odpowiedzieć. Dlaczego? Formalnie - Oceny za postępy w nauce stawia się za postępy w nauce. Koniec kropka. Dlatego takie działanie nauczyciela nie jest zgodne z przepisami. Zarówno ogólnymi, jak i wewnętrznymi. Wątpię, by w wewnętrznym systemie oceniania był zapis, że stopnie są regulatorem kultury wypowiedzi ucznia. To ewidentnie szukanie argumentów, by wygrać spór z rodzicem. Byle postawić na swoim.

Jedak moim zdaniem, to nie o same przepisy tu chodzi. Generalnie jestem przeciwnikiem biurokratyzowania stosunków międzyludzkich. Sprawdzania każdego zachowania nauczyciela według punktów i przepisów. I rozliczania go z tego.

Ciężko się tak ciągle przelicytowywać: "mam prawo", "nie ma pan prawa", "mam takie zasady", "ale niezgodne z przepisami". "Punkt taki i taki stanowi". Taka postawa konfrontacyjna nie da za wiele. Obie strony wejdą w tryb walki i będą starały się postawić na swoim. I co będzie, jak któraś ze stron przegra? Jak to wpłynie na samego ucznia?

W normalnie funkcjonującym środowisku takie sprawy rozwiązuje się przez rozmowę. Rozmowę, której celem jest wspólne poszukanie rozwiązań. Służących dobru dziecka. Odpowiedzeniu na jego trudności. To jest priorytet. Tylko, czy jesteśmy na nią gotowi?

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty