O podstawie programowej



Co jakiś czas pojawia się kwestia obciążeń programowych. .
Ponieważ prowadziłem analizę tego problemu napiszę Wam o co chodzi.

Punkt 1. Rozmowa z nauczycielami. Komunikat jaki dostaję: nie da się pracować projektowo ponieważ jest tak obszerna podstawa programowa, że nie starcza czasu na jakieś takie wymyślone działania. Trzeba gnać z programem. Niech sam sam zobaczy, jak to wygląda.
No to patrzę. Sporo tematów.

Punkt 2. Rozmowa z urzędnikami ministerstwa. Mówię, że podstawa jest przeładowana.

Komunikat jaki dostaję: no tak, wiadomo, że jest przeładowana. No, ale musi być. Niech pan sobie wyobrazi, co by się stało gdybyśmy wycieli jakiś temat, który był w poprzedniej podstawie. Zaraz by się zrobił rwetes. Opozycja, by krzyczała że teraz to dzieci będą kolorować drwala. Że chcemy wyhodować troglodytów, którzy trafią pod most. Więc dla świętego spokoju wsadzamy tam, co się da. A już nauczyciele niech sobie wybiorą co robią szerzej a co krócej.
Ale niech pan zobaczy: przecież w podstawie jest mnóstwo zapisów o rozwoju krytycznego myślenia, komunikacji i współpracy. To jest najważniejsze, tylko nauczyciele tego nie widzą. Robią te szczególiki, bo dostają gotowe zestawy od wydawnictw. To wydawnictwa są odpowiedzialne za przerost treści. Tych drobiazgów NIE MA W PODSTAWIE.

Punkt 3: Rozmowa z przedstawicielami wydawnictw. Mówię, że dają nauczycielom gotowe materiały z mnóstwem szczególików. Których w ogóle NIE MA W PODSTAWIE.

Komunikat jaki dostaję: oczywiście, że dajemy. Ale jest na to zapotrzebowanie. Jakbyśmy zaoferowali krótkie materiały, to by nikt tego nie chciał. Nauczyciele potrzebują bardzo szczegółowych programów i rozkładów, bo dzięki temu mogą je przerabiać i... mają spokój na lekcjach. Dają je uczniom i nie muszą tworzyć własnych programów. To dla nich wygodne. Takich odchodzonych programów i rozkładów, to by nikt od nas nie kupił. Wzięliby od konkurencji gdyby miała obszerniejsze.

Punkt 4: Ponowna rozmowa z nauczycielami: Mówię, że nie trzeba przerabiać wszystkiego aż tak dokładnie. Tego NIE MA W PODSTAWIE. A z tego, co w niej jest... można generalnie kilka tematów szybko zrobić na jednej lekcji. Pobieżnie, to prawda, ale nikt nie mówił, że ma być szczegółowo.

Komunikat jaki dostaję: ale przecież nie można ogólnie omówić tak ważnych tematów. Skoro są w podstawie to trzeba bardzo szczegółowo do nich podejść, bo na pewno będą na egzaminie za 5 lat - a może się tak zdarzyć (nie zaprzeczy pan), że jednak uczeń się nagle zdecyduje ten przedmiot zdawać.
Zresztą powiemy jak jest: jak byśmy to omawiali tak ogólnie, jak pan sugeruje, to zaraz byłaby zrypa od rodziców, że nic nie robimy tylko się bawimy w jakieś projekty. I że dzieci nic nie wiedzą i trafią pod most. Zjedliby nas. A tak rodzice mają poczucie, że ich dzieci zapierniczają i czują się bezpieczniej - że ich dzieci nie marnują czasu na pierdoły. Bo wierzą, że przez wkuwanie odniosą sukces w życiu.

I tak w koło Macieju.

Podejście do podstawy to wg mnie problem społeczny. To my wszyscy mamy w głowie przekonania, które przerzucamy na nasze dzieci.

Generalnie szczegółowe, przeładowane programy (zawierające dużo więcej niż podstawa programowa) są w interesie wszystkich.

Władzy - bo może pokazać, że dba o wysoki poziom, bo dużo wymaga. A większość społeczeństwa chce by szkoła dużo wymagała.

Wydawnictw - bo na tym zarabiają. Lepiej sprzedać pięć książek do przedmiotu (podręcznik dla ucznia, podręcznik dla nauczyciela. zeszyt ćwiczeń dla ucznia, zeszyt ćwiczeń dla nauczyciela, przewodnik metodyczny) niż jedną krótką broszurę. Plus platformy, ćwiczenia, zadania. Im więcej szczegółów, tym więcej pakietów zadań do sprzedania.

Nauczycieli - bo dzięki temu mają całe pakiety gotowych materiałów. Nie ma obawy, że wszystko szybko zrealizujemy z podstawy i trzeba będzie jednak te projekty wdrażać.

Rodziców - bo daje im to poczucie, że ich dzieci coś robią, mają obowiązki przez to im głupoty do głowy nie przyjdą. A że w efekcie jest sporo kartkówek? To jest ok - za coś w końcu te piątki i szóstki mieć muszą. Ja ciężko w szkole pracowałem, to i oni muszą.

Wszystkich - poza dziećmi.

Ale kto by się tam z nimi liczył.
W końcu kto powiedział, że szkoła jest dla dzieci.
Szkoła jest po to, by dorośli czuli się lepiej, bezpieczniej, by zagłuszyła ich lęki.

Tomasz Tokarz

Komentarze

  1. Szkoła to niezwykle delikatny żywy organizm w stalowych ramach wzajemnych oczekiwań, których nikt nie śmie weryfikować. A że się boją wszyscy? Każda zmiana boli, wymaga zaangażowania w działanie, opanowania tegoż właśnie lęku przed wyzwaniami, a gadzie struktury naszych umysłów zrobią wszystko aby maksymalnie wydłużyć okresy dolce far niente.
    Panie Doktorze! Potrzebna wszystkim ludziom edukacji I n s p i r a c j a!
    Oraz...
    Przekonanie, że to ma sens.
    Oraz...
    Silna motywacja wewnętrzna do działania w oparciu o rzetelnie wysoką samoocenę!
    Oraz...
    (Tu jest miejsce na milion powodów usprawiedliwiających obawy przed zmianą)

    Niech Pan pisze i inspiruje wszystkich do działania!

    Trzymam kciukole!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty