Pomaganie


Czy warto ludziom pomagać? Przy takim pytaniu automatycznie rzuca się na klawiaturę odpowiedź: no oczywiście, że warto. Czy jednak pomaganie zawsze jest czymś rozwojowym? Czy wszystkich przypadkach służy odbiorcy?

Myślę, że warto odróżnić wspieranie (rozumiane jako wspomaganie rozwoju, przez dzielenie się wiedzą i doświadczeniem) od wybawiania. To drugie podejście zakłada pewną wyższość. Opiera się na przekonaniu o bezradności wspomaganego. Pomagający przybiera wówczas postawę misyjną, wchodzi w rolę ratownika.

W ciekawy sposób ukazuje to trójkąt Dramatyczny Stephena Karpmana. Wskazuje, ze Wybawca jest tylko pozornie najbardziej pozytywnym elementem systemu (obok Prześladowcy i Ofiary). Jego relacją z Ofiarą jest równie przemocowa jak pozostałe.

W czym przejawia się jej szkodliwość? Otóż Wybawca ma tendencję do stałego interweniowania i rozwiązywania wszelkich problemów Ofiary. W efekcie przejmuje za nią odpowiedzialność. Ubezwłasnowolnia ją, przywiązuje do siebie, zaczyna żyć jej życiem. Ogranicza możliwość samodzielnego działania, podejmowania decyzji na własną rękę. W efekcie może osaczać, przekraczać granice, narzucać się.

Niejednokrotnie reaguje niezadowoleniem na przejawy niesubordynacji (wchodząc w rolę Prześladowcy). Komunikat "uratuje/ocalę Cię" jest w tym wypadku de facto jednoznaczny z deklaracją: "Jesteś zbyt słaby, nieudolny, niedojrzały, by działać samodzielnie" oraz "Nie istniejesz bez mojej pomocy".

Takie działania mają w istocie egoistyczne podłoże. W ten sposób Wybawca zaspokaja głód bycia potrzebnym. Ofiara jest narzędziem wypełniania wewnętrznej pustki. Przywiązanie Ofiary daje mu poczucie bezpieczeństwa i nadaje sens aktywności. W ten sposób sztucznie buduje poczucie wartości i ważności.

Warto podkreślić - Wybawca nie istnieje bez Ofiary. Jej posiadanie jest mu niezbędne do utrzymania złudzenia bycia niezastąpionym. Wybawcy czasem wręcz poszukują towarzystwa osób słabych, skrzywdzonych, poranionych. Łatwiej im wtedy ukazać swą rzekomą niezbędność. I de facto uzależnić ich od siebie.

W interesie Wybawcy nie leży bowiem rzeczywista emancypacja Ofiary, jej pełne wyzwolenie. Oznaczałoby to bowiem możność pójścia przez nią własną drogą. Także drogą, na której nie byłoby miejsca dla dotychczasowego Wybawcy.

Jakie jest rozwiązanie tego błędnego koła? Strony relacji muszą zyskać autonomię. Aby wybić się na niepodległość Ofiara musi uniezależnić się tak od Prześladowcy, jak i od Wybawcy. Musi stanąć na własnych nogach. Rozwinąć skrzydła. Uwierzyć, że jest w stanie samodzielnie poradzić sobie z trudnościami.

Wybawca musi zaakceptować suwerenność bliskiej mu osoby. Zrzucić kostium niezastąpionego protektora. Pozwolić jej na autorskie działanie i pogodzić się z błędami, jakie mogą być tego konsekwencją. Zacząć budować poczucie wartości na własnych zasobach nie na czerpaniu energii z innych.

Konkludując - pomagajmy, ale pamietając, że naszym zadaniem jest towarzyszenie innym w rozwoju (czyli konstruowaniu własnej historii) a nie dostarczanie im gotowych strategii na życie.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty