Pomieszanie ról

 


W szkołach mamy ewidentne pomieszanie ról. Problematyczne jest jednoczesne wchodzenie nauczycieli w rolę instruktora/trenera i sędziego. W innych obszarach edukacyjnych takie zjawisko nie istnieje.

Nauczyciel jest tam od uczenia, a nie od testowania.

Na przykład podczas przygotowania do prawa jazdy jest ewidentny podział. Instruktor uczy, egzaminator sprawdza, czy uczeń umie.

Podobnie podczas treningu. Trener uczy, sędzia na zawodach sprawdza, ile się na uczył.

Podobnie na kursach językowych. Prowadzący uczy, egzaminator (np. FCE) sprawdza, czy się uczeń się nauczył.

Tak jest we wszystkich sensownych instytucjach.

Tymczasem w szkole trener wchodzi w rolę oceniacza i kontrolera jakości... tego co sam robi. Toż to absurd.

To uniemożliwia samodoskonalenie.

Zamiast po prostu przygotowywać uczniów do wyzwań poza szkołą, nauczyciel tropi błędy. I karze za nie. Co gorsza - bardzo często wręcz zakazuje ich poprawiania błędów. Tak jakby był egzaminatorem na prawie jazdy.

Wyobrażacie sobie, żeby podczas nauki jazdy instruktor powiedział do adepta: „No nie, kolego, podczas treningów nie możesz poprawiać tego wjazdu tyłem  — wjeżdżasz tylko raz. Jak ci nie wyjdzie, to pała”. Żaden mądry trener nie powie: „Małyszu, Zrobiłeś to źle i to źle. Dostajesz jedynkę. Nie, nie możesz poprawiać”.

Instruktor, trener, tutor powie raczej: „Dobra, już wiesz, co poszło nie tak. Próbuj, aż ci się uda. Wykorzystaj swoje mocne strony. I popraw. Mogę Ci dać trochę wskazówek, co możesz robić lepiej. To pomoże Ci się lepiej przygotować. Skup się na tym i na tym”. Przecież mistrz właśnie przez to, że poprawiał swoje działania tysiące razy, wyćwiczył się na mistrza. To mu pomogło przygotować się do prawdziwych wyzwań.

Tak samo dla uczniów — kartkówka, test, sprawdzian powinny być jak próba  — niech poprawiają, jeśli mają czas i siłę.

Niech ją piszą nawet 100 razy, aż uzyskają pożądany przez siebie wynik. Bo on jest dla nich, nie dla nauczyciela. A przez to poprawianie przecież się uczą — a chyba chodzi o to, by się nauczyli, a nie o to, żeby złapać ich na niewiedzy.

Kartkówki nie powinny być oceniane przez nauczyciela, a uczniowie za wyniki nie mogą być karani, bo nauczyciel to nie egzaminator. To dalszy ciąg treningu, jego element.

Kartkówki powinny mieć cel wyłącznie diagnostyczny, dający sygnał uczniowi, czy udało mu się opanować pewien zespół umiejętności/informacji. Dzięki temu analizuje wyniki i obserwuje, co mu wyszło, a co nie. Wynikom przygląda się także trener i daje trenowanemu informację zwrotną, wskazówki, na co warto zwrócić uwagę. Uczestnik treningu może się zastanowić, co może jeszcze zrobić, by następnym razem poszło mu lepiej. Jeśli uczący się chce skoczyć jeszcze raz (po wprowadzeniu uwag trenera), to czemu ma nie skakać? Przecież to temu służy.

Dopiero po wielokrotnym przećwiczeniu, po testach sprawdzających, uczeń może iść na zawody. Olimpiady, konkursy miejskie, okręgowe, matura itd. I tam ma jedno podejście.

Ale może je wykonać dlatego, że wcześniej na treningach wielokrotnie powtarzał pewne działania. Bez obawy przed karą. Bez straszenia oceną. Bez przemocy.

Ustawianie się trenera w roli sędziego w zawodach (który wydaje ocenę i nie pozwala próbować kolejny raz) to rzecz dziwna i powinna być wyeliminowana.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty