Zmuszanie do czytania

 


Mam wrażenie, że wytwarzamy sobie fikcyjne ciągi przyczynowo skutkowe. Ponieważ zauważamy, że inteligentni ludzie, ciekawi świata, dużo czytają to formułujemy tezę, że wystarczy zmusić ludzi do czytania, a staną się bardziej inteligentni i ciekawsi świata.

Dlatego wprowadzamy kanony i stoimy nad uczniem, by czytał. Stąd te dziwne akcje promocji czytania. Stąd kartkówki z lektur. Nie zachwyca? To może zaczniemy skakać, by zaczęło.

Ale po co?

Ciekawy świata człowiek nie potrzebuje być zmuszanym do czytania.

A nieciekawemu nic ze zmuszania nie przyjdzie. Można go nauczyć czytać, ale wykorzysta to do czytania pasków w TVP i plotka. Albo romansów z tanich księgarni.

To jak z Porsche. Z tego, że dużo bogatych jeździ porsche nie wynika, że jak kupię sobie porsche to stanę się bogaty.

Nie potrzebowałem szkoły, by zachęcała mnie do czytania.

Przeciwnie ona mi w tym przeszkadzała, zmuszając do czytania jakiś farmazonów. Kiedy ja fascynowałem się Raskolnikowem, w szkole musiałem przerabiać Morsztyna i Karpińskiego. Nic do nich nie mam, ale wtedy wydawało mi się to antyrozwojowe.

Najlepsze co można zrobić, to przestać zmuszać ludzi do robienia rzeczy, które ich nie ciekawią. Zamiast wkładać w to tak monstrualne pieniądze i zasoby energii pozwólmy ludziom konstruować własne ścieżki rozwoju. Niekoniecznie z książkami pod pachą.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty