Nie jesteśmy zbawcami

 



Kolejną rzeczą która jest dla mnie źródłem nieustającego zdumienia są wszystkie tezy przypisujące nauczycielom jakąś niezwykłą (mistyczno-kreacyjną) funkcję społeczną. Można wręcz powiedzieć że niektórzy naprawdę uwierzyli że mają magiczną moc przekształcania chaotycznej masy atomów w człowieka. I to wyłącznie z faktu że wybrali taką a nie inną profesję.

Już nie wnikam czy to jest efekt jakiegoś głębokiego poczucia niskiej wartości czy po prostu chęć likwidacji dysonansu poznawczego (związanego z zarobkami), ale takie mniemanie o sobie jest bardzo krępujące, przeszkadza ludziom w normalnym działaniu. I powoduje obrażania, jak ktos odpowiednio nie doceni. I żale że na kasie ktoś zarobił więcej. 

Nauczyciel nie tworzy człowieka. On już jakiś jest ma szereg predyspozycji wrodzonych a jego zarys osobowości już jest określony. Co najwyżej można mu pomóc zrealizować swój potencjał i uniknąć pewnych blokad. Nauczyciel jest po prostu inspiratorem, pomocnikiem rozwoju ucznia. Czasem dostarczycielem potrzebnych informacji. Kimś w rodzaju trenera personalnego. 

Co więcej sporą część pracy nauczyciela to są proste, powtarzalne, schematyczne działania typu: zlecanie zadań z podręcznika i sprawdzanie według klucza. Co w tym niezwykłego? Prawdziwe wsparcie zaczyna się poza tym, ale słyszę że na nie nie ma czasu bo... trzeba robić zadania wg instrukcji. 

Jest to usługa jak wiele innych. Jak fryzjer, adwokat czy mechanik. Potrzeba do tego specjalistów osób z pewnymi predyspozycjami to prawda, z wyczuciem z empatią, wiedzą na określony temat, ale to nie czyni z nauczyciela istoty niezwykłej zajmującej trzy poziomy wyżej niż pozostali. w każdym zawodzie przecież potrzebne są pewne specyficzne cechy i atrybuty.

Czy naprawdę do dobrego wykonywania naszej pracy musimy sobie budować fałszywe wyobrażenie że jesteśmy zbawcami kosmosu?

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty