Zmiana przekonań


Dużo ostatnio rozmawiamy o reformie szkolnictwa. Pojawiają się propozycje rozwiązań. Problem polega na tym, że nie da się zmieniać systemu edukacji przez wymyślenie kilku magicznych sztuczek i wprowadzenie ich w życie.

ZWIĘKSZENIE AUTONOMII SZKOŁY?
Moim zdaniem i tak jest spora. Poznałem nauczycieli, którzy robią niesamowite rzeczy a obowiązują ich dokładnie te same przepisy, jak innych. A zatem można.

Z drugiej strony - jak wspominałem wielokrotnie - żaden przepis nie nakazuje szkołom stosowania ocen cząstkowych, frontalnego układu klasy, pracy metodą podawczą, testów, zadań domowych, prowadzenia sztywno 45 minutowych lekcji (dopuszcza się wręcz odejście od lekcji). A jednak w większości szkół takie rozwiązania są stosowane. Co zatem da zwiększenie autonomii, skoro istniejąca nie jest wykorzystywana?

Powiecie mi, że nauczyciele nie są przygotowani. Ale przecież mają non stop szkolenia: z metody projektu, technik aktywizujących, motywowania, TIKu, oceniania kształtującego itd. Aż do przesytu.

ZMIANA PODSTAWY PROGRAMOWEJ?
Pojawia się pytanie, co zmieniać? W jakim kierunku? Podstawa przecież zaleca: i pracę indywidualną, i skoncetrowanie na rozwoju ucznia, i pracę metodą projektu (wskazuje nawet, że całorocznym projektem można zastąpić tradycyjne lekcje). 
Część ogólna podstawy stanowi wręcz modelowe podłoże pod budowę innowacyjnej szkoły. A jednak nie jest to wdrażane. Nie wykorzystuje się tego potencjału.

Na pewno treści poszczególnych przedmiotów są przeładowane, ale czy ich radykalne ograniczenie wpłynie na jakość pracy? Mam wrażenie, że i tak w szkole realizuje się bardziej nie samą podstawę, ale gotowe programy czy plany wynikowe, dostarczane z podrecznikami przez wydawnictwa.

MNIEJ UCZNIÓW W KLASIE?
Na pewno to pomoże. To jednak warunek konieczny, a nie wystarczający. Mała klasa nie rozwiąze istoty trudności. Znam klasy które mają po 15 uczniów i wcale to nie powoduje, że nauczyciele pracują z nimi dużo bardziej indywidualnie, podmiotowo i aktywizująco. Tu potrzebna jest analiza innych zmiennych.

ZNIESIENIE SELEKCYJNEJ ROLI OCEN?
Jak już pisałem oceny wcale nie muszą mieć charakteru selekcyjnego. To my sami nadajemy im taki wymiar. Ocena może być zwykłym komunikatem o postępach (uczeń opanował materiał na 70%, co przekłada się na level 4) - to w naszych głowach nabiera wymiaru wartościującego ucznia. Traktowana jest jako waluta w handlu.

BRAK EGZAMINU ÓSMOKLASISTY. BRAK PRESJI WYNIKÓW
Można po kasować egzaminy, ale co to zmieni. Nie zlikwiduje to presji. Przecież egzaminy z założenia i tak pełnią tylko funkcję diagnostyczną. Nawet CKE nie wymaga podporządkowania całego procesu kształcenia egzaminowi. Wręcz jest zaniepokojona takim obrotem sprawy. A jednak tak się dzieje. To dorośli (nauczyciele i rodzice) nadają egzaminom większe znaczenie niż im nominalnie przypisano.

Zatem - kwestia nie tkwi w przepisach. Tu trzeba przeorać nasze przekonania. 
A Wy jak sądzicie? Co powoduje, że mimo i tak dużej autonomii, jaką mają szkoły - wciąż jest w nich tak dużo pozostałości modelu pruskiego?

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty