Przygotowanie do zajęć


W czasie dyskusji wokołostrajkowych pojawiła się kwestia godzin poświęconych na przygotowanie się do lekcji. Daję wiarę, że zajmuje to sporo czasu. Nauczyciele prowadzący autorskie lekcje na pewno przeznaczają na to mnóstwo godzin. Pojawia się natomiast pytanie: czy jest to konieczne?

Zasób gotowych materiałów, jakimi dysponują dziś nauczyciele jest potężny. Wraz z podręcznikiem dostarczane są przecież całe zestawy materiałów, ćwiczeń, kart pracy. Nauczyciele otrzymują także dostęp do platform z zadaniami i scenariuszami lekcji. Gotowych scenariuszy jest zresztą multum w sieci. Są także łatwo dostępne obszerne portale z materiałami (scholaris, zdobywcywiedzy, superkids, matzoo, pisipisu i wiele innych). Do tego dochodzi tysiące filmów dostępnych na YT czy Akademii Khana. I wreszcie - pakiety materiałów dołączanych do tablic multimedialnych.

Wyzwaniem nie jest dostęp do pomocy dydaktycznych, lecz to, co z nimi zrobimy. Czy będziemy je dawkować według naszego uznania? Czy przygotujemy uczniów do samodzielnego korzystania z nich?

I tu przechodzimy do sedna - nauczanie prowadzone podawczo, w oparciu o gotowe materiały, to powinien być tylko początek edukacyjnej przygody. Nie jej sedno.

Kształcenie transmisyjne, gdzie dorosły z głową wypełnioną danymi przelewa je do zesztów uczniów, sprawdzało się 200 lat temu, gdy nie było alterantywnych źródeł informacji. Dzisiaj może pełnić jedynie funkcję uzupełniającą. Na dłuższą metę blokuje autonomiczne poszukiwania.

Metodą na nasze czasy jest nauczanie odwrócone, oparte na metodzie projektu i eksperymentu. Nauczanie, gdzie nauczyciel większość czasu... stoi z boku. Czuwa, obserwuje, wspiera, udziela konsultacji. Ale nie dominuje.

"Miarą sukcesu nauczyciela jest sytuacja, w której uczniowie pracują tak JAKBY GO NIE BYŁO" (Montessori). Nie sytuacja, w której uczniowie pracują tylko dlatego, że... nauczyciel stale jest, zagospodarowując przestrzeń do uczenia, przekazując przygotowane przez siebie treści i stale kontrolując ich przyswojenie. A do takiego wzorca przywykliśmy. Obserwowałem nawet protesty rodziców, którym nie podobało się, że nauczyciele odchodzili od ciągłej stymulacji. "Co to za szkoła, gdzie nauczyciel stoi z boku?"

Co więcej, sami nauczyciele obawiają się, że oddanie większej inicjatywy uczniom mogoby ujawnić, że... są niepotrzebni. Bo skoro uczeń sam może znaleźć informacje i przekształcić je w wiedzę, to co po jestem?

Od razu uspokoję, właśnie, jesteśmy niezbędni - tylko już w nieco innej roli. Tylko czy jesteśmy na nią gotowi? Na usunięcie się na margines i pozwolenie na działanie?

Czego zatem potrzebujemy? Według mnie przede wszystkim prawdziwej rewolucji w systemie kształcenia i doskonalenia zawodowego.

Problem polega jednak na tym - kto ma tak kształcić przyszłych nauczycieli, kto ma ich przygotowywać do nowych form pracy, skoro akademicy na uczelniach sami w ten sposób często nie pracują?

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty