System a blokady


Napiszę radykalną (jak na mnie) tezę. Polski system edukacyjny jest w miarę ok... tzn. jest wystarczająco elastyczny. Nie potrzebuje jakichś fundamentalnych zmian organizacyjnych, strukturalnych. Jest w Polsce wiele szkół, które robią naprawdę fantastyczne rzeczy - przy bardzo rygorystycznym przestrzeganiu przepisów. Można działać kreatywnie także w obecnych ramach.

Jak już wspominałem - statut czy Wewnętrzny System Oceniania tworzy rada pedagogiczna konkretnej szkoły czyli sami nauczyciele. Przecież nie ma żadnego przymusu stosowania ocen cząstkowych, zadań domowych, sztywnych lekcji, zasypywania uczniów setkami danych danymi, odbębniania dziesiątek testów itd. W polskim systemie edukacyjnym mogą spokojnie istnieć placówki, które tego nie mają. I działają. Prawo dopuszcza naprawdę sporo. To nie w przepisach tkwi zasadniczy problem.

Z tego powodu politycy nie bardzo wiedzą, co zmieniać. Bo horyzont ich myślenia jest krótki. Stąd te reformy typu: wprowadzamy gimnazjum, potem kasujemy. Sensu w tym nie ma, ale trzeba było coś zrobić, by pokazać, że się odróżniamy od poprzedniej ekipy. Innego pomysłu nie mają.

Tymczasem konieczne są inne działania - skierowane na wyzwolenie potencjału ludzi i stworzenie nowej kultury edukacyjnej. Problemem są nie struktury, lecz:

a) po pierwsze tendencja ministerstwa do ręcznego zarządzania. Do kontroli. I traktowania nauczycieli jak wykonawców poleceń. Do schematu nakazowo-rozdzielczego. Dlatego potrzebne jest zwiększenie autonomii szkół i nauczycieli. Danie im swobody - pod warunkiem odpowiedniego przygotowania (merytorycznego i mentalnego)... patrz punkt drugi.

b) po drugie kadry. Potrzebujemy dobrze opłacanych specjalistów: kreatywnych, emptycznych, otwartych na uczniów, portrafiących rozpoznać ich mocne strony i stworzyć warunki do ich doskonalenia. Nauczycieli dobrze znających siebie i wiedzących, jak konstruktywnie inspirować do działania. Konieczne jest zatem (jako zadanie na już!) wprowadzenie sensownego systemu kształcenia i wspierania nauczycieli. Przygotowania do realnych wywań szkolnych. A także mądrego zarządzania przez dyrektorów (wzorce biznesowe, np. przywództwo sytuacyjne). I wzmocnienia pozycji nauczycieli - właśnie przez podniesienie uposażeń.

c) po trzecie postawy społeczne. Spora część społeczeństwa przywiązana jest do modelu autorytarnego, gdzie szkoła to jakieś połączenie obozu pracy przymusowej, toru wyścigowego i przechowalni. Dlatego konieczna jest szeroka kampania społeczna na rzecz upodmiotowienia dzieci (uczeń jest osobą!, która wymaga spersonalizowanego traktowania) i innego postrzegania szkoły: jako inspirującego laboratorium rozwoju potencjałów uczniów. Tu jednak także ważne jest kształtowanie kultury opartej na zaufaniu i wzajemnym szacunku.

To wszystko jednak wychodzi poza zakres prostego rozwiązania typu - sześciolatki do szkół albo wprowadzenie 8+4. To wieloletni proces oparty na dobrej komunikacji społecznej. Potrzebna jest tu współpraca wszystkich stron politycznego sporu (ponad podziałami) - tak by kolejne ekipy nie psuły długowafowej zmiany.

Czy znajdzie się grupa gotowa na realne działanie, zamiast koncentrowania się na populistycznych zagrywkach?

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty