By uczeń uwierzył w siebie


Z niepomiernym zdziwieniem przyjmuję zawsze deklaracje nauczycieli, że szkoła nie jest od wychowywania. No właśnie przede wszystkim jest od tego - szczególnie w dobie rozwoju technologii, która niebawem zastąpi przekazywaczy danych, egzaminatorów i oceniaczy.

Nie wyobrażam sobie ważniejszego celu jaki mógłby postawić sobie dziś nauczyciel niż wzmacnianie poczucia wartości uczniów.

Jeśli sens szkoły miałbym streścić w jednym zdaniu to uznałbym, że jest to sprawianie, by uczeń bardziej polubił siebie, uwierzył w swoje siły i umiał je wykorzystać.

Tylko tyle. I aż tyle.

Żeby było jasne. Nie, nie uważam aby trudności które przeżywa młodzież były przede wszystkim konsekwencją działania szkoły. W dużej części mają one podłoże genetyczne. Spora część z nich jest efektem deficytów rodziny.

Mój zarzut wobec szkoły dotyczy czegoś innego. Że nie skupia swych wysiłków na odpowiadaniu na te trudności. Że nie koncentruje się na redukowaniu tych deficytów. Że w niewystarczającym stopniu daje uczniom poczucie bezpieczeństwa, które jest kluczowe nie tylko dla efektywnej nauki ale dla budowania pozytywnego wizerunku siebie, poczucia własnej wartości jako osoby.


Być może jestem nużąco monotematyczny ale będę bił w ten bęben aż do skutku: szkoła musi przeorientować się na wspieranie rozwoju psychicznego i emocjonalnego uczniów. Wszystko inne jest drugorzędne.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty