Robić to, co ważne...



W ostatnich mięsiącach w debatach o edukacji bardzo często pojawia się wątek upadku autorytetu nauczycieli, osłabienia ich pozycji w oczach uczniów. A także utraty zaufania ze strony społeczeństwa. Istotnie mamy w tym obszarze do czynienia z kryzysem. Ale moim zdaniem jest szansa, by sobie z nim poradzić.

Jeśli chcemy odbudować autorytet nauczyciela musimy zmienić nastawienie. Musimy uświadomić sobie, że szacunek nie sprowadza się do bezkrytycznego wykonywania poleceń. Nie przejawia się podporządkowaniem, uległością, strachem. Nie polega na sztucznych uśmiechach, wyuczonych grymasach, na automatycznym wstawianiu, gdy pan/pani wchodzi do klasy czy mechanicznym kiwaniu głową na "dzień dobry".

Szanować kogoś można naprawdę tylko wtedy, gdy jest się wolnym, funkcjonując w relacji pozbawionej wymuszonego podporządkowania, dominacji, uzależnienia.

Autorytetem przyszłości będzie ten, kto jest szanowany nie dlatego, że ma władzę i może nas ukarać, ale dlatego, że pomaga nam w działaniach, które są dla nas ważne, które nadają sens naszemu życiu, który pomaga nam w trudnych decyzjach, w zmaganiach z kryzysami, rozterkami, który pomaga nam odkryć i wykorzystać nasze mocne strony, który mądrze towarzyszy nam w rozwoju rozumianym jako lepsze rozumienie siebie i świata.

Od kilku lat trwają analizy, czego naszym dzieciom będzie potrzeba w przyszłości. Do jakich zawodów ich przygotowywać. Otóż nie ulega dla mnie wątpliwości, że jednym z zawodów przyszłości będzie nauczyciel. Z tym, że oczywiście nie nauczyciel rozumiany jako schematyczny belfer, pracujący jak maszyna do przekazu i sprawdzania danych... Bo tu równie dobrze mogą robić androidy.

Nauczyciela przyszłości widzę jako dobrze opłacanego specjalistę, o wysokim poziomie autonomii, otwartego i elastycznego, którego zadaniem jest profesjonalne, spersonalizowane wspieranie rozwoju (indywidualnego i społecznego) ucznia. Ktoś w rodzaju rozumiejącego Mistrza, od którego się można wiele nauczyć - ale z woli samego ucznia.

W chaotycznej rzeczywistości, w dobie upadku wielkich opowieści, kryzysie wartości, kryzysie autorytetów młodzi po prostu jak kania dżdżu potrzebują mądrych ludzi wokół siebie. Świadomych, kompetentnych, refleksyjnych.

Potrzebują tutorów, pomagającym im przemierzać chaotyczne ścieżki oraz reagujących na deficyty wychowawcze wyniesione z domu. PEDAGOGÓW, we właściwym tego słowa rozumieniu - empatycznych przewodników po świecie.

Bardzo łatwo będzie niebawem zastąpić nauczyciela jako dostarczyciela danych, kontrolera, testera, egzaminatora, pilnowacza (delegowanego przez władze do wykonywania za grosze odgórnych instrukcji). Można tu wprowadzić maszyny. Mogą przekazywać dane, testować i wystawiać oceny. Realizować podstawę programową. Przeprowadzać egzaminy.
Ale jak zastąpić empatycznego pedagoga? Który może odnieść postawy i zachowania ucznia do swoich własnych, przerobionych, autentycznych doświadczeń. I podzielić się cząstką siebie. Zbudować więź. No, nie da się.


Czas odkryć, że właśnie do tego zostaliśmy, my nauczyciele, stworzeni. Do wspierania uczniów na ich własnych rozwojowych ścieżkach. Nie do urabiania kartkówkami z danych, z których nic nie wynika, i które nic nie wnoszą do ich życia.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty