Potęga opowieści


W ostatnim odcinku „Gry o Tron” Tyrion Lannister uzasadniając wybór nowego władcy wypowiada słowa: „nie ma nic potężniejszego na tym świecie od dobrej opowieści”.

I rzeczywiście. Opowieść może wywołać rewolucję lub ją powstrzymać. Może stać się zapalnikiem wojny lub zapewnić długotrwały pokój. Może skonfliktować społeczeństwo lub budować mosty między opozycyjnymi grupami.

Ma też ogromne znaczenie dla nas samych. Może ustawić nasze postrzeganie rzeczywistości, określić poziom naszej satysfakcji życiowej, zdecydować o jakości komunikacji z innymi, o związkach jakie tworzymy.

Problem polega na tym, że rzeczywistość nie ma struktury narracyjnej. Jest amorficzna. Stanowi strumień chaotycznych zdarzeń. Aby nadać im znaczenie musimy je uporządkować, nadać im określoną strukturę, przekształcić w spójne całości. W tym celu tworzymy opowieść. Historię narodu. Historię rodziny. Historię naszego życia.

Opowieść jest siatką, jaką narzucamy na rzeczywistość. Dokonujemy w ten sposób subiektywnej interpretacji świata. Czynimy go bardziej oswojonym. Racjonalizujemy. Daje nam to poczucie bezpieczeństwa. Pozwala zaspokajać potrzeby.

Na podstawie tego samego zbioru faktów można zbudować różne narracje. Istnieje wiele poprawnych (adekwatnych) sposobów opisywania rzeczywistości. Jest tyle opowieści, ilu opowiadających (a także ilu słuchających). Wszystko zależy, jak opiszą nas w kronikach. I kto będzie kronikarzem.

W trakcie naszego życia sami wielokrotnie wchodzimy w rolę historyka. Idąc przez życie obserwujemy i analizujemy to, co nam się przydarza. Przetwarzamy fakty i zdarzenia.Tłumaczymy je. Interpretujemy na różne sposoby. Staramy się nadać im sens.

To od nas zależy jaką opowieść będziemy snuć. Jaką interpretację wybierzemy: taką, która będzie dla nas źródłem cierpienia, czy taką, która nas od niego wyzwoli. Która nas uskrzydli lub zdołuje.

Oczywiście nasza historia nie może być oderwana od rzeczywistości. Mamy wtedy do czynienia ze schizofrenią. Ale też oderwana być nie musi. Jak wspomniałem - te same dane można interpretować na różne sposoby. Nie trzeba pogrążać się w złudzeniach, by nabrać sił. Wystarczy trochę inaczej spojrzeć na świat.

W takim ujęciu głównym celem rozwojowej pracy nad sobą byłoby znalezienie takiej opowieści o nas samych, z którą da się żyć, która uśmierzy nasz ból, przyniesie nam ukojenie, pozwoli pogodzić się ze światem. Która da nam siłę, radość, akceptację siebie, poczucie spełnienia.

Czasem sami nie umiemy tego uczynić. Poranieni, skrzywdzeni, zmęczeni życiem oplatamy się opowieściami, które nas niszczą, dołują pozbawiają energii, które są źródłem frustracji i lęku. Nie potrafimy się od nich wyzwolić. Pomóc może nam wówczas dialog z drugim człowiekiem (przyjacielem, rodzicem, partnerem, pedagogiem, terapeutą, coachem). Być może profesjonalne wsparcie to przede wszystkim proces towarzyszenia drugiej osobie w procesie konstruowania przez nią opowieści o sobie.

Ważne miejsce w tym procesie zajmować może szkoła. W końcu mamy tu do czynienia z ekspertami od rozwoju. Czy jednak w obecnym kształcie szkoła w wytarczającym stopniu wspiera młodych ludzi w budowaniu dobrych historii? Czy pomaga im tworzyć optymistyczne, pobudzające, inspirujące opowieści o samych sobie (jesteś bohaterem swojego życia) czy narzuca im narracje, które są źródłem traum, wstydu i niskiego poczucia wartości? I co zrobić by działań z drugiego sortu było jak najmniej?

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty