Państwowy system stołówkowy


Jako młody chłopak miałem sen... 
W skrócie o tym, że władza w trosce o dobro młodych obywateli wprowadziła państwowy program żywieniowy. Każdy objęty został obowiązkiem stołówkowym. W państwowych stołówkach przygotowywano posiłki na bazie specjalnego,  bardzo precyzyjnego programu żywieniowego. Opracowano skrupulatne menu na każdy dzień. Kucharze otrzymali scenariusze z recepturami posiłków, choć mogli stosować także własne przepisy - o ile nie zmieniali menu. W praktyce brakowało im na to czasu. 

Każdy młody kosument o określonej porze miał obowiązek jeść to, co określiło państwo. W menu były uwzględnione potrawy z różnych części świata, aby zapewnić odpowiednią wszechstronność, jednak oczywiście najwięcej czasu poświęcono na rodzime dania (pierogi, kapusta i schabowy), aby pielęgnować przywiązanie do tradycji przodków i wzmacniać wspólnotę.

Uznano, że uwzględnianie indywidualnych preferencji żywieniowych byłoby zbyt czasochłonne oraz niezgodne z zasadą równości. Nigdy bowiem nie wiadomo, co może się nam zasmakować w życiu - zatem trzeba spróbować wszystkiego.

Program żywieniowy był bardzo rozbudowany, dlatego kucharze starali się podawać jak najwięcej potraw naraz. Raz w tygodniu odbywały się testy sprawdzające stopień przyswojenia posiłków. Obligatoryjne były także konsumpcje domowe - potrawy, których ze względu na nadmiar nie udało się skonsumować w stołówce młodzi konsumenci musieli spożyć w domu. Zajmowało im to około trzech godzin dziennie. Niestety zdarzało się często, że w jedzeniu pomagali im rodzice.

W obawie, gdyby młodzi konsumenci nie chcieli wykonywać swoich obowiązków żywieniowych wprowadzono skrupulatny system kontroli i nadzoru, wzmacniany przez kary i nagrody. Za jedzenie dostawali punkty dodatnie, za odmowę - ujemne. Niejadkom wstawiano uwagi. 

Ci, którzy jedli nie grymasząc otrzymywali naklejki "dzielny konsument", które wymieniali u rodziców na ich głaski lub nagrody materialne. Rodzice byli bardzo dumni z osiągnięć swych dzieci. Chwalili się nimi innym dorosłym. "Mój syn w stołówce bardzo dobrze je. Ma już 29 punktów i 5 naklejek".

Najbardziej posłuszni młodzi konsumenci, zjadający skrupulatnie wyznaczoną im ilość pokarmów, mogli otrzymać pod koniec cyklu żywieniowego prestiżowy medal czerwonego buraka. Rodzice wywieszali potem taki medal w widocznym miejscu, aby inni dorośli mogli zobaczyć, jakiego zdolnego konsumenta się dochowali.

Niestety wciaż zdarzali się krnąbrni (o zgrozo!), którzy odmawiali jedzenia przygotowanych dla nich (z taką troską!) potraw. Nie wykonywali swoich obowiązków. Czekały ich za to kary. Najmniej ulegli - musieli powtarzać cykl.

Byli też tacy, którzy co prawda spełniali swój obowiązek - ale robili to bez zaangażowania. Nie radowało ich jedzenie. Narzekali, że im nie smakuje. Że nie widzą sensu w jedzeniu czegoś, co im nie pasuje i czego w dorosłym życiu na pewno nie będa jedli. Ubolewano nad ich brakiem wyobraźni i głupotą. Przewidywano, że skończą pod mostem jako konsumenci odpadków. 

Poddawani byli specjalnym diagnozom, szukającym przyczyn oporu. Terapeuci analizowali ich blokady mentalne i fizjologiczne. 

Ministerstwo promowało programy motywacyjne pod hasłem: "jedz, a osiągniesz sukces w życiu" albo "jedz, byś rosnąć mógł - jedzenie to mocy Twej klucz".

Kucharze i kelnerzy chodzili na szkolenia: "Jak zmotywować młodego konsumenta do jedzenia rzeczy, których nie lubi i nie chce jeść" albo "wykorzystanie gier i zabaw w procesie żywienia czyli co zrobić, by konsument zjadł to, co chcemy, by zjadł".

 Nie zawsze to dawało efekty. Ogólnie kucharze ubolewali nad brakiem zapału u konsumentów - "tak się staramy, a oni i tak nie chcą jeść tego, co im nie odpowiada".

Największym problemem było to, że młodzi konsumenci ukradkiem podjadali rzeczy, które lubili. Przynosili ze sobą do szkoły pudełka z ulubionymi produktami. Dlatego zakazano wnoszenia do szkoły własnych źródeł jedzenia. Kucharze ubolewali jednak nad tym, że młodzi korzystali z nich w domu, albo co gorsze dokarmiali się w prywatnych bistrach, co (według nich) psuło ich nawyki żywieniowe. 

Problem było także to, że uczniowie wyjadali sobie wzajemnie rzeczy z talerzy na mocy oszukańczego układu: ja zjem Twoja marchewkę, a Ty zjedz moje buraki. Takie podłe praktyki były surowo karane.

Co było dalej... nie pamiętam, bo obudził mnie budzik.

Zebrałem się i poszedłem do szkoły.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty