Niektórzy tak, niektórzy nie





Myślę, że jedną z pułapek reformowania szkół jest przekonanie, że jak nagle wprowadzimy inne, jednolite metody i techniki pracy to wszyscy uczniowie nagle zapłoną. Niektórzy tak, a niektórzy nie.

Chodzi właśnie jest to, że te metody i techniki nie powinny być jednolite.
Powinny być różnorodne - tak jak różnorodni są uczniowie. Tak, jak niepowtarzalne są ich mózgi.

Dlatego muszą być i wykłady, i dyskusje, i ćwiczenia, i tworzenie, i analiza, i projekty, i jakieś formy testów...

Są tacy, którzy lubią tworzyć. I tacy, którzy potrafią
sensownie wykorzystywać wytwory innych.
Są tacy, którzy lubią przejmować inicjatywę. I tacy, którzy wolą po prostu wykonać polecenie - szczególnie w obszarze, który ich nie interesuje.
Są tacy, których męczy rywalizacja. I tacy, którzy ją uwielbiają.
Są tacy, których testy drażnią, i tacy, którzy je kochają (ja lubię na przykład bardzo).
Tacy, którzy chętnie się komunikują i ochoczo współpracują. I tacy, którzy chcą pobyć sami i zrobić coś indywidualnie, w izolacji od bodźców.
Są ci, którzy mają na tyle mocną motywację wewnętrzną, że zrobią wszystko za innych - tylko dlatego, że daje im to frajdę.
I są tacy, którzy jej nie mają (bo mają gdzieś biologię czy historię) i muszą czuć, że uczenie się przekłada się na konkretny zysk (mierzalny choćby uznaniem grupy).

Na tym polega podział pracy.
Tak działają zespoły.
Tego właśnie brakuje mi w szkole - zespołowości.

I uwaga! Zespołowość nie polega na tym, że cały czas wszyscy coś robimy wspólnie. Zespołowość polega na tym, że mam zadanie, które jest zgodne z moimi zainteresowaniami i potencjałem, które wykonuję jako ważny członek zespołu (nawet jak to robię SAM w domu). I którego wynik tworzy element całości. Jest niezbędny dla wykonania całej pracy.

Nie muszę być specjalistą od wszystkiego.
Nie muszę lepiej od innych liczyć, rysować, wyszukiwać informacje, prezentować je publicznie.
Ale mam swoją działkę.
Która jest moim wkładem w dzieło.

To Amerykanie nazywają metodą JIGSAW, układanką, mozaiką, puzzlami.

Jeśli uczniowie mają proste zadania wystarczy zespół trzyosobowy.

Ale jak pracujemy projektowo zespół musi być liczniejszy, 6-7 osób.
Tu już potrzebny jest jakiś lider (nawet jeśli jego rola ogranicza się do wspierania innych członków.
Potrzebni są eksplorerzy (miłośnicy wiedzy dla samej wiedzy, poszukiwacze danych), działacze (realizujący się w działaniu), osiągacze (kolekcjonerzy wyników), architekci (projektanci), analitycy (księgowi) i prezenterzy (gwiazdy sceny). Oczywiście role mogą być wymienne i płynne - ale nie musi być tak, że wszyscy robią wszystko.

Tak pracujemy w dorosłym życiu.
Tak działają zespoły w dobrych firmach.
Tak działa armia.
Tak działają drużyny sportowe
Tak działa harcerstwo.
Tak działają NGOsy.
Tak wreszcie działają GRY - szczególnie MMO, które tak mocno wciągają uczniów.

Tylko szkoła tak nie działa.
A przynajmniej nie wszystkie.
Tu zazwyczaj nie ma zespołów.
Tu każdy sam napiernicza w wyścigu we wszystkich obszarach kompetencyjnych.
Na własny rachunek.
Zaniedbując to, co stanowi największy potencjał.
By zostać ekspertem od niczego.

A potem idąc do pracy musi oduczyć się wszystkich przyzwyczajeń, jakie nabył przez 12 lat edukacji.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty