Edukacja jako możliwość wyboru



Edukację postrzegam głównie jako mnogość alternatyw do wyboru. Niech będzie minimalna część wspólna, a reszta to kwestia inwencji, innowacji, indywidualnego podejścia. I w tym kierunku chciałbym zmierzać. Inspirować. 

Szkoła mogłaby wyglądać jak biblioteka. Na półkach setki książek — podchodzę, oglądam, sprawdzam, testuję. Jeśli się gubię, jeśli nie wiem, co czytać, korzystam z pomocy bibliotekarza, który pomaga mi opracować optymalny dla mnie plan czytelniczy.

Albo jak siłownia czy klub fitness. Dziesiątki przyrządów, maszyn, urządzeń — podchodzę, oglądam, sprawdzam, testuję. Jeśli się gubię, jeśli nie wiem, jak i czego użyć, korzystam z pomocy trenera personalnego, który pomaga mi opracować optymalny dla mnie plan ćwiczeń.

Albo jak platforma streamingowa. Setki filmów — włączam, oglądam, sprawdzam, testuję. Jeśli się gubię, jeśli nie wiem, co oglądać, korzystam z pomocy zaufanego youtubera-specjalisty, który poleca mi wartościowe video i pomaga mi opracować rozwojowy repertuar.

Albo jak edukacyjny hipermarket. Wchodzę, korzystam z tego, czego potrzebuję, wychodzę po ustalonym czasie. W trakcie przebywania w szkole mam do dyspozycji punkty konsultacyjne z nauczycielami, ekrany z filmami, biblioteki, pracownie, studia nagrań, pokoje cichej pracy. We współpracy z konsultantami sam ustalam cele swojej pracy. Mogę podłączyć się do grupy i zrobić wspólny projekt. Mogę też skonstruować coś samodzielnie. Mogę elastycznie działać z innymi. Zaliczenie odbywa się na podstawie przygotowania i prezentacji interdyscyplinarnego semestralnego projektu.

Na półkach ogromna liczba rzeczy do wyboru: pożytecznych (rozwiązujących codzienne trudności), estetycznych (oddziałujących na zmysły) czy ludycznych (dających czystą radość z używania). Można brać to, co się przyda, lub to, co po prostu cieszy oczy. Można podchodzić, testować, sprawdzać w działaniu. Wkładać, przymierzać, używać na próbę. Można zdecydować się na samodzielne składanie lub zamówić dostawę i montaż. Obsługa nienarzucająca nam własnego zdania, gotowa podpowiedzieć rozwiązania lub wskazać, jak samodzielnie możemy je znaleźć. Przy wejściu pyta: Czy mogę Ci w czymś pomóc?.

Nikt nikogo do niczego nie zmusza. Co najwyżej inspiruje (reklamą), mobilizuje, zachęca. Po markecie chodzą motywatorzy z próbkami produktów. Oferują darmowe degustacje. Ze sklepu można korzystać według wyznaczonych instrukcji (strzałek), lub iść na skróty — samodzielnie, własnym tempem i rytmem, według indywidualnych preferencji.

Oczywiście nie wszystkim odpowiada hipermarket. Wśród nas są tacy, dla których męczarnią jest chodzenie po wielkich halach. Wolą zamawiać przez internet. I tacy, których drażni liczba produktów i zgiełk. Wolą małe osiedlowe sklepy, w których dobrze znają sprzedawcę. I tacy, którzy nie znajdują odpowiedniej oferty w markecie. Preferują sklepy specjalistyczne. I tacy, którzy po prostu nie lubią kupować. Mogą chodzić miesiąc w tych samych ciuchach. Do tych byłoby dotrzeć najtrudniej.

Jesteśmy skomplikowani i różnorodni. Nie ma modelu idealnego dla wszystkich. Niech rozkwitnie sto kwiatów, niech powstanie sto rodzajów szkół.

Tomasz Tokarz




Komentarze

Popularne posty