Prawdziwy Władca Much



Kiedy piszę o potencjale młodych ludzi prawie zawsze ktoś wyskakuje z tezą o realiach z "Władcy much". Że młodzież pozostawiona sama sobie doprowadzi do chaosu i mordów.
I że dopiero ratunek mogą przynieść im dorośli, którzy w książce nagle lądują na wyspie kończąc młodzieńczą dziką anarchię, prowadzącą do zniewolenia.

Jakoś nie doczytujemy, że młodzi znaleźli się na wyspie właśnie z powodu wojny atomowej wywołanej przez tych uporządkowanych dorosłych (chłopcy rozbili się podczas ewakuacji z Anglii, gdzie trwała wojna jądrowa).

Ale o nie tym chcę napisać. Chodzi mi o to, że bierzemy totalną fikcję literacką i na jej podstawie budujemy nasze wyobrażenia o zachowaniu młodzieży. Ale czy nie możemy tego sprawdzić w oparciu o realne wydarzenia?

Przydałby się nam taki eksperyment. Grupa chłopców, samotnie funkcjonująca na małej wyspie przez ponad rok. O wiemy jakby się skończyło. No jak?

W czerwcu 1965 roku na małej wyspie Ata, uznawanej za niezdatną do zamieszkania rozbiła się łódka z sześcioma uczniami. Chcieli przeżyć niezapomnianą przygodę, ale zniosło ich w nieznane. Najstarszy miał lat 16, najmłodszy 13. Sione, Stephen, Kolo, David, Luke i Mano.

Co przez rok zdołali zrobić chłopcy? Nie dość, że się nie pozabijali to założyli małą gminę z ogrodem, wydrążonymi pniami drzew do przechowywania wody deszczowej, coś w rodzaju szkoły, boisko do badmintona, zagrody dla kurczaków. Udało im się także rozpalić ogień i podtrzymywać go przez ponad rok.

Chłopcy pracowali w dwuosobowych zespołach, opracowując ścisłą listę obowiązków do pracy w ogrodzie, kuchni i na straży. Czasem się pokłócili, ale ilekroć to się zdarzyło, rozwiązali konflikty przez rozmowy. Ich dni zaczynały się i kończyły śpiewem i modlitwą.

Przez całe lato prawie nie padało, co powodowało, że usychali z pragnienia. Ale wzajemnie dodawali sobie sił. Jeśli ryby, owoce kokosowe, jaja. Próbowali zbudować tratwę, aby opuścić wyspę, ale rozpadła się ona na falach.

Podczas pobytu na wyspie jeden z chłopców poślizgnął się spadł z klifu i złamał nogę. Pozostali chłopcy pomogli mu wrócić na szczyt. Ułożyli mu nogę za pomocą patyków i liści. Noga się doskonale zrosła.

Zostali uratowani we wrześniu 1966 przez australijskiego kapitana Petera Warnera.

Wolę prawdziwe historie niż te wymyślone w książkach.

Tomasz Tokarz


Komentarze

Popularne posty