Atmosfera do samorozwoju


Praca nauczyciela to bardzo fajna praca, można realizować swoje hobby za umiarkowaną lecz stałą pensję, w kontakcie z drugim człowiekiem towarzysząc młodym ludziom w odkrywaniu siebie.

Nie rozumiem jednak tej tendencji do wchodzenia w rolę zbawiciela świata. Wciąż czytam, że nauczyciel to zawód o szczególnych zobowiązaniach i nie może popełniać błędów, mówić tego i tamtego.
I to ciągłe: "obrażają nasz zawód!". "Nikt nas nie docenia!".

Idea wielkiej misji w połączeniu z podkreślaniem zobowiązań funkcjonariusza publicznego to trochę kierat w głowie.
Brzmi jak próba redukcji dysonansu poznawczego.

Kiedy ktoś czuje, że zarabia mniej niż powinien to dla zredukowania dysonansu (mało zarabiam za średnio ważną pracę) zaczyna budować tezy dające odczucie znaczenia. I nadawać przesadną rangę temu, czym się zajmuje.

Wtedy zaczynają się opowieści typu, że nauczyciel to istota niezwykła, że się poświęca dla ludzkości, że od jego działań zależy przetrwanie kosmosu, że buduje fundamentu sukcesu ludzi, że zmienia chaotyczną masę atomów w człowieka.

Takie przekonanie bardziej ogranicza, niż wyzwala. Zamyka w sztucznej formie. Służy pompowaniu EGO (a to zawsze jest krótkotrwałe) a nie złapaniu kontaktu z drugim człowiekiem.

Nie oznacza to, że nauczyciel niewiele może. Może pomóc komuś odkryć siebie i wykorzystać swój potencjał.
Może pomóc w zbudowaniu mapy, dostarczyć ważne wskazówki. Może stać się inspirującym modelem.
Zapewnić inspirującą atmosferę do... samorozwoju.

A na pewno nie odbywa się to przez przez skłanianie do wypełniania testów i wykonywania zadań domowych.
Ani przez nadymanie się ideą misji.
Ani skrupulatnym pilnowaniem by trzymać się roli funkcjonariusza, dozorcy, operatora pasa transmisyjnego.

Raczej przez pokazanie siebie, przez wymianę doświadczeń, przez rozmowę, przez wysłuchanie, przez poważne potraktowanie drugiego człowieka - nie jako materiału do uformowania, lecz jako towarzysza w odkrywaniu świata.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty