Dobrzy, źli, przystosowani



W niedawnym poście Jarosław Pytlak Wokół szkoły odniósł się do działań czterech wizjonerów edukacyjnych zaznaczając, że łączy ich "przekonanie, że nie ma złych uczniów, są tylko źli nauczyciele"
Mogę wypowiadać się jedynie we własnym imieniu.
Po pierwsze, nie dziele ludzi na dobrych i złych.
Po drugie, nie przypisuję dobra czy zła określonej grupom.

W rzeczywistości szkolnej mamy do czynienia z ludźmi próbującymi przetrwać i realizować swoje potrzeby (bezpieczeństwa, przynależności, autentyczności, spełnienia itd.) w realiach sztucznych i narzuconych.

Szkoła obecna to przestrzeń pracy przymusowej, gdzie jedna grupa ludzi (strażnicy) pilnuje drugiej (dozorowani), by ta realizowała przez kilkanaście lat szereg działań, których sensu nie pojmuje, po to, by firma mogła pochwalić się wynikami w ujednoliconych testach jakości produktu.

Problem ma tylko po części charakter strukturalny - niezależny od cech osobowych strażników. To także problem mentalny - będący pochodną przekonań obecnych w głowach funkcjonariuszy.

Mówiąc o przekonaniach nie mam na myśli bezpośredniej pracy operacyjnej z uczniami. Mamy wielu doskonałych dydaktyków-praktyków uczących sprawniej przeprowadzać lekcje, w sposób bardziej przyswajalny dla ucznia robić to, co do tej pory się robiło. Problem polega na tym, że my potrzebujemy robić zupełnie inne rzeczy. Zamiast utrwalać dotychczasowe rozwiązania za pomocą nowych sztuczek.

Kiedy mówię o zmianie mam na myśli przeobrażenie wyobrażeń odnośnie celów i ról. Samo inne podejście do ucznia nie rozwiąże problemu. Kluczowa jest intencja. Kluczowy jest cel, po co właściwie to wszystko mamy robić czemu to służy, co chcemy osiągnąć.

Nauczyciele mogą używać nowatorskich technik (teraz modne są tiki), mogą być mili i przyjaźni (i na pewno uczyni to pobyt uczniów w PPP bardziej znośnym), ale nie zmieni to statusu zależności. Bo jeśli to bycie miłym i przyjaznym stanowi jedynie narzędzie do osiągania celów systemu, a nie celów ucznia, jesłi wykorzystanie niestandardowych narzędzi służy jedynie odwróceniu uwagi uczniów od poszukiwań swego ja... to mamy do czynienia jedynie z wyrafinowanym i subtelnym narzędziem manipulacji.

Jeśli nauczyciel jest milszy i nowocześniejszy (bo na przykład nauczył się na szkoleniach jak stosować innowacyjne techniki) tylko dlatego, że dzięki temu łatwiej mu skłonić grupę do tego, by była bardziej bezwolna i posłuszna, by nie przeszkadzała mu w realizacji planu - to zaczynam mieć wątpliwości, czy to dobra droga.

Szkoła ma być dla ucznia, ma go realnie wspierać w rozwoju w poszukiwaniu siebie wykorzystywaniu swoich mocnych stron dla osiągania satysfakcji życiowej i działanie na rzecz społeczeństwa. Jeśli tego nie robi to wszystkie nowe narzędzia technologiczne czy komunikacyjne służą jedynie wzmacnianiu niefunkcjonalnego systemu.

Jeśli mam o coś pretensje do nauczycieli, to o to, że zaakceptowali rolę strażników i nie próbują jej obchodzić, choć system zostawia mnóstwo furtek. O to, że serio uwierzyli, że ich najważniejszym zadaniem jest przekazywanie danych, sprawdzanie i ewaluowanie a uczniów należy wartościować w zależności od tego, czy ci im pomagają czy przeszkadzają w realizacji celów oderwanych od ich realnego dobra.

I w tym pełna zgoda z autorem wpisu: "nie mogą zrozumieć, dlaczego ogół nauczycieli daje się wtłoczyć w ogłupiający kierat absurdalnych wymagań, które w dodatku przenoszą na uczniów”.

Bo sporo blokad ma żrodlo we naszych głowach

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty