Przygotowanie do realiów



Jednym z kluczowych argumentów uzasadniających konieczność szkolnych ocen jest teza, że takie ocenianie przygotowuje uczniów do realiów... dorosłego życia i rynku pracy. W jaki sposób? No bo przecież poza szkołą będą non stop oceniani, więc muszą się przystosować. "To dla ich dobra"

Czasem mam wrażenie, że takie argumenty przedstawiają ludzie, którzy po prostu dawno nie pracowali poza szkołą i wydaje im się, że szkolny świat to serio jakiś odpowiednik realnego życia. A może to rodzaj racjonalizacji, by uzasadnić przymus, bez którego istotnie uczniowie nie chcą wykonywać bezsensownych poleceń.

Po pierwsze, nie spotkałem się, by w jakimś miejscu pracownicy byli oceniani tak, jak są oceniani w szkole. Codziennie - za pomocą sprawdzianów pisanych w izolacji od innych. Za które dostają jakieś... cyferki. Które nie przekładają się na nic. Wyobrażacie sobie szefa, który codziennie robi pracownikom kartkówki z wiedzy o różnych działach firmy? I potem im wystawia za to oceny?
Pracownicy są rozliczani z realnych efektów ich pracy a nie z wypełniania testów. Czy dyrektor robi nauczycielom takie sprawdziany?

Po drugie, w coraz większej liczbie firm w ogóle odchodzi od liczbowego oceniania pracowników. Szefowie dochodzą do wniosku, że jeśli takie ocenianie jest potrzebne to świadczy o tym, że mają do czynienia z problemem strukturalnym - coś jest po prostu źle zorganizowane. Dobrze obsadzony pracownik pracuje w oparciu o potrzeby (autonomia, mistrzostwo, cel, potrzeba uznania, samorealizacji, robienia rzeczy, które mają znaczenie) a nie stymulowany jakimiś cyferkami.
Nie przypominam sobie, żeby ktoś w ostatnich latach mnie jakoś oceniał w taki sposób. Jedyna forma oceny to satysfakcja odbiorców przekładalna na to, czy jeszcze będą chcieli się zapisać na moje zajęcia - czy nie. Czy dobrowolnie wybiorą mnie jako osobę do podzielenia się myślami i doświadczeniem. Czy szkolne ocenianie pomaga się do tego przygotować?

Po trzecie, jeśli jednak gdzieś jeszcze w pracy stosuje się ocenianie zbliżone choć trochę do szkolnego to jest to raczej SKUTEK obróbki szkolnej, a nie naturalna forma motywowania pracowników. Szkoła przyzwyczaja młodych do działania w oparciu o cyferki. Oceniający ocenianiem produkują osoby, które potem są uzależnione do oceniania i które bez tego... nie są w stanie nic zrobić. Gdy potem trafiają do pracodawcy to ci orientują się, aby coś osiągnąć, muszą wprowadzać szkolne elementy. To oni dopasowują się do szkoły, a nie szkoła do rynku. Ale większość zatrudniających chciałaby, by pracownik robił to, co warto robić bez ciągłego stymulowania, bo to większość pracodawców też męczy.

Dlatego uważam, że szkolne oceny w żadnym razie nie mają charakteru naturalnego czy przygotowawczego do wyzwań świata - raczej nam utrudniają wychodzenie im naprzeciw.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty