Systematyczność


Przyznam, że nigdy nie rozumiałem zasady: trzeba pilnie pracować całe półrocze, żeby zasłużyć na taki czy inny stopień, objawiającej się za pomocą ironicznego mema: "powiem ci jak możesz poprawić ocenę, zbuduj wehikuł czasu i zacznij od nowa robić co należy haha".

Każdy ma inny styl uczenia i naprawdę nie musi dopasowywać się pod nas. Ja na przykład uczyłem się zawsze na ostatnią chwilę. Miałem w trakcie roku lepsze rzeczy do roboty niż wykonywanie jakiś zadań lub uczenie do sprawdzianu. Nadrabiałem potem hurtem.

Gdyby wprowadzić model pilnego uczenia się przez cały semestr to połowa studentów studiów by nie kończyła. A w pracy? Nie macie tak, że sporo rzeczy robicie tuż przed deadline'm?

Jak ktoś woli ścieżkę uczenia systematycznego - niech tak się uczy. Jeśli ktoś preferuje jeden silny wstrząs na koniec - w postaci trudnego egzaminu - niech ma. Jeśli chodzi by umiał - niech pokaże że umie. Czy to ważne kiedy? I tak szybko tych wykutych danych zapomni.


W szkole jak w dobrej grze - powinna być dywersyfikacja i nielinearność. Niech sobie uczniowie chodzą różnymi drogami i w różnym tempie. Są różne rozwiązania prowadzące do sukcesu.


Nie apeluję, by zrezygnować z systematyczności. Wskazuję jedynie, że praca może mieć różne formy. Nie musi polegać na tym, że działamy ściśle według narzuconego nam planu. Mogą być różne drogi do sukcesu. Systematyczność nie jest celem samym w sobie lecz tylko jednym narzędzi ułatwiających osiąganie naszych celów.

Jeśli już mamy wystawić uczniowi ocenę semestralną (jedyna obligatoryjna według polskiego prawa), to oceniajmy go na podstawie tego, co rzeczywiście umie na koniec semestru - na podstawie efektów jego prac, a nie na podstawie tego, czy skrupulatnie i zdyscyplinowanie wykonywał nasze polecenia przez pół roku zbierając plusy i cząstkowe stopnie. Jeśli w okresie rozliczeniowym wykazuje się wiedzą to jakie ma znaczenie, kiedy i ile się uczył. Czy był skrupulatny i posłuszny czy nie był. Czy kolekcjonował cyferki w trakcie półrocza czy nie.

Być może cierpliwe robienie tego, co trzeba ułatwi mu dopasowanie się do wymogów. Ale jeśli jest w stanie sprostać wyzwaniu inaczej? Czemu nie?

Liczy się efekt końcowy czy fakt, że uczeń robi w ciągu semestru to co od niego chcemy? Za co tak naprawdę oceniamy ucznia?

PS: 
Tak, tak panie Wright. Ocena dopuszczająca. Co prawda ostatecznie samolot poleciał, ale przed tym zaliczył pan kilkanaście wpadek. Przypomni pan ile razy samolot spadł? A ile razy w ogóle nie wystartował? No właśnie. Podsumowując pana prace i stosując średnią za każdą próbę lotu myślę, że taka ocena jest sprawiedliwa. Jeśli panu nie odpowiada, to proszę wymyślić wehikuł czasu i zacząć jeszcze raz.


Tomasz Tokarz

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty