Czy jesteśmy gotowi?


"haha, ależ cierpią w tej szkole. Biedactwa. Może jeszcze w ogóle zlikwidujmy naukę, bo się przemęczą. Oceny ich stresują, ojoj. Życie obecnej młodzieży jest takie trudne lol"

Takie komentarze mało mnie śmieszą.

Mamy najwyższy poziom depresji i samobójstw młodzieży w Europie. Młodzi nie widzą sensu w tym, co robią. Ich przeżycia są oderwane od świata, w którym spędzają większość czasu. Ich aktywność nie daje im satysfakcji.

W reakcji na ich problemy dokładamy im coraz więcej tematów do przerobienia, coraz obszerniejsze programy, rozkłady, plany wynikowe, coraz więcej kartkówek, coraz więcej ocen. Wierzymy, że zajęci bezproduktywną pracą przestaną mieć trudności?
Zapomną o nich?

Na nas to działało?
Nam to pomogło?

Zajęci obrabianiem uczniów pod egzamin przestajemy widzieć w nich ludzi. Nie doceniamy problemów nastolatków, ich rozterek, trosk i strat. Wydają się nam mało znaczące, wydumane, oderwane od "poważnych" (czyli: naszych) problemów.

"Nic się przecież nie stało",
"Nie ma się czym przejmować".
"Daj spokój, inni mają gorzej".
"Nie przesadzaj".
"Nie wymyślaj".
"Za moich czasów to dopiero było trudno".
"Weź się garść".

Nie dajemy dzieciom/nastolatkom przestrzeni do wyrażenia siebie. Wartościujemy emocje według kryterium wieku. Tak jakby u tych młodszych nie potrzebowały ujścia i przeżycia.

Z boku problemy nastolatka mogą nas śmieszyć. Jego ból, smutek, żal może wydawać nam się nieistotny, banalny, zwyczajny. Ale dla konkretnej osoby jest znaczący. Odbiera świat tak, jak odbiera.

Kim jesteśmy, by oceniać czyjeś emocje. By wyznaczać adekwatne formy ich wyrażania. Cóż wiemy o tym, co dzieje się we wnętrzu innego?

Mamy coraz wrażliwsze roczniki.
Młodzi coraz mocniej czują świat.
Przewala się przez nich niespotykana w dziejach zmiana kulturowa i technologiczna.
Czy jesteśmy na to gotowi?
Czy szkoła jest na to przygotowana?
Gdzie czas na kontakt, na relacje, na rozmowę?

W tym szczególnie ważnym etapie rozwojowym.
Gdy w młodym człowieku tyka hormonalna bomba.
Gdy w interakcjach z innymi wykuwa się jego ja.

Widzimy z czym jest problem - to czemu na to nie reagujemy? Czemu uczniowi, który ledwo radzi sobie z wyzwaniami pędzącego świata, który przychodzi z domu poharatany, z deficytami, trudnościami, oferujemy... klasówki? Zamiast wsparcia...

Wspieranie wymaga dużej uważności i otwartości na rzeczywiste potrzeby i komunikaty dojrzewających ludzi.
Ilu z nas istotnie to potrafi? I czy mamy na to przestrzeń i czas? Czy ważniejsze jest pędzenie z programem i średnia na świadectwie?

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty