Szkolny stres


Zawsze, kiedy piszę o odpuszczeniu uczniom pojawiają się reakcje w stylu: "Tak, chuchajmy na uczniów, jeszcze więcej wychowania bezstresowego. Wszyscy wiemy, do czego prowadzi wychowanie bezstresowe".

Trudno mi przyjąć tego rodzaju retoryczne chwyty.

"Wychowanie bezstresowe" jest wymysłem krytyków - z intencją wykpiwania tego, czego nie rozumieją.

Nie ma wychowania bezstresowego tak samo jak nie ma życia bez stresu. Jest on nieodłącznym elementem naszej egzystencji. Stres to określona relacja między osobą a otoczeniem, powodująca stan napięcia i wytrącająca ją z emocjonalnej równowagi (homeostazy). Stanowi reakcję na sytuację niestandardową. W założeniu ma pomagać w poradzeniu sobie z nią. Pobudzić do działania.

Stres nie jest sam w sobie ani dobry ani zły. Może dodawać kopa lub rzucić na ziemię. Wytrącenie z homeostazy bywa ożywcze i rozwojowe. Może także okazać się destrukcyjne - szczególnie, gdy trwa zbyt długo. Taki stres w pewnych sytuacjach może zawieszać inwencję i kreatywność - skłaniając do prostych, schematycznych form aktywności czy do wycofania się (zgodnie z hasłem "fight or flight" - walcz lub uciekaj).

Można wyróżnić czynniki bardziej stresogenne, jednak osobnicza reakcja jest subiektywna. Pewne sytuacje niektórych stresują bardziej, innych mniej. Dla jednego ucznia klasówka może być traumatycznym przeżyciem, dla innego - ciekawym wyzwaniem, a dla kolejnego - mało znaczącym wydarzeniem. Stąd inny poziom napięcia.

Nie chodzi zatem o wyeliminowanie stresu z procesu edukacyjnego. To ani możliwe, ani funkcjonalne. Z drugiej strony nie chodzi też o to, by wywoływać go za wszelką cenę - w przekonaniu, że jego obecność zahartuje ucznia. To tak nie działa. Nauczyciel nie ma być ani katalizatorem stresu, ani jego inhibitorem - lecz przewodnikiem relacji młodego człowieka z otaczającym go światem.

Stres wywołać można bardzo łatwo - stymulując uczniów karami i nagrodami, ocenami, zapowiedziami sprawdzianów i odpytań, kontrolując, grożąc i strasząc konsekwencjami. Upominając, że jak nie będą słuchać to trafią pod most. Mówiąc im, że do niczego się nie nadają. Wyśmiewając przy tablicy. Warto jednak zadać sobie pytanie czemu służą tego rodzaju sztuczne napięcia. I czy rzeczywiście pomagają w czymś naszym dzieciom...

Czy stres wywoływany przez przymus wykonywania monotonnych i bezsensownych poleceń, pojawiający się ze strachu przed karą ma potencjał rozwojowy?

A może bazować na innym napięciu - takim, którego źródłem jest zmaganie się z inspirującym wyzwaniem, dzięki któremu tworzymy coś, co jest zgodne z naszymi zainteresowaniami, doskonalimy ważne kompetencje i osiągamy to, co ma dla nas znaczenie?

Właśnie takiego stresu brakuje mi w szkole.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty