Potrzeba bezpieczeństwa


Podstawowa potrzeba dziecka w szkole wiąże się z bezpieczeństwem. Pragnie stabilności, porządku, jasnych zasad. Wtedy może rozkwitać jego kreatywność, realizować się wewnętrzna motywacja, pasja. Nikt nie lubi funkcjonować w ciągłym lęku, strachu, dysonansie, rozedrganiu, niepokoju.

Dlatego kluczowa jest spójność podmiotów troszczących się o jego rozwój: nauczycieli i rodziców. Dziecko nie może działać w rozerwaniu między posłuszeństwem wobec rodziców i zaufaniem do nauczyciela.

Kluczowa jest tu otwartość obu grup. Trudno kwestionować fakt, że rodzice mają prawo wiedzieć, jak uczą się ich dzieci. Mają prawo do oddziaływania na kierunki i sposoby kształcenia osób, które są dla nich najważniejsze.

Z drugiej strony dobry nauczyciel, z dużą intuicją wspartą wiedzą i doświadczeniem, wie jak poprowadzić dziecko. Czasem warto mu po prostu zaufać. Zabrzmi to banalnie, ale obie grupy muszą się nauczyć, ze sobą współpracować, słuchać się wzajemnie i słyszeć.

Warto by nauczyciele regularnie informowali rodziców o postępach dziecka, o jego atutach, możliwościach, potencjale. Nic tak nie działa łagodząco na zatroskanego rodzica jak słowa z stylu: „pani syn to naprawdę bystry chłopak” czy „pani córka jest świetna w kreatywnym myśleniu”.

Często sami rodzice nie zdają sobie sprawy z talentów dziecka. Nauczyciel może im pomóc spojrzeć na nie inaczej. Wyjść poza schematy. Dostrzec w nim kogoś więcej niż rozbrykanego łobuza czy nieśmiałą nastolatkę.

Cześć rodziców jest mocno zagubiona i zalękniona. Pełna niepewności. Nie do końca wiedzą, czego oczekują. Boja się o przyszłość swych dzieci. Chcieliby edukacji mniej obciążającej a jednocześnie efektywnej, otwartej ale i dyscyplinującej, zindywidualizowanej ale przygotowującej do ról społecznych. Wszystkich postulatów nie da się pogodzić.

Uważam, że to nauczyciele powinni wychodzić z inicjatywą. Mają po prostu więcej doświadczenia w komunikacji. Powinni wyprzedzać lęki i traumy rodziców, uspokajać ich. Otwierać się na to, co mówią – co oczywiście nie znaczy, że automatycznie uwzględniać ich żądania. Jeśli nie są one realne – odmówić i umieć wyjaśnić motywy swoich decyzji.

Wszystko to wymaga wysokiego poczucia własnej wartości nauczyciela. By nie załamał się narzekaniami, nie ulegał bezkrytycznie postulatom, ani (z drugiej strony) nie lekceważył ich, traktując je jako zamach na swoje „ja”.

Dlatego tak ważne jest mądre połączenie asertywnośi empatii. By zachować siebie, swoją wizję dydaktyczną (opartą na rozpoznaniu potrzeb dzieci) a jednocześnie nie zamykać się na perspektywę drugiej strony, na opinie z zewnątrz.

To praca dla cierpliwych i odpornych. Zająć się tym mogą dobrze przygotowani i opłacani specjaliści. Oby władza wreszcie dotrzegła, że bez zmiany warunków w jakich funkcjonuje szkoła budowanie wzajemnego zaufania to jak przedzieranie się przez drogę zawaloną gruzami. Da się to jakoś zrobić, ale tracimy przy tym mnóstwo energii i czasu. Kosztem dzieci

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty