Stres - ale w słusznej sprawie


Nie jestem w żadnym razie zwolennikiem tego, co niektórzy nazywają edukacją bezstresową. Edukacja bez stresu to edukacja nudna. Stres to naturalna reakcja organizmu na coś nowego. Wytrąca nas ze stanu hipostazy - by zmobilizować do działania. Jest oznaką, że zmagamy się z wyzwaniem. Pobudza do rozwoju - choć nie we wszystkich okolicznościach.

Stres może być wywołany bowiem przez różne rzeczy. Przez kartkówkę reprodukującą wdrukowane dane lub przez prezentację autorskiego projektu.

W obu przypadkach mamy do czynienia z wyzwaniem. Jednak w pierwszym przypadku jest ono nieskomplikowane i niezwykle nużące. Chodzi o zmuszenie się (wbrew sobie, pod groźbą kary) do zrobienia czegoś, do czego zupełnie nie jesteśmy przekonani. Co nie ma dla nas sensu. Co jest szablonowe i nie wiąże się ze światem naszych doświadczeń. To wyniszczające uderzenie w nasz intelekt.

Taki stres jest całkowicie bezproduktywny. Niczemu nie służy.

W drugim przypadku mamy do czynienia z wyzwaniem trudnym lecz służącym niepomiernie bardziej naszemu rozwojowi. Pozwalającym na wyrażanie siebie w obszarze, który ma dla nas znaczenie. I który tym samym pozwala na autentyczne doskonalenie.

Problemem polskiej szkoły jest to, że stawia uczniom zdecydowanie za mało wyzwań drugiego rodzaju. Wymagających wysiłku intelektualnego. Skłaniających do refleksji, krytycznego myślenia, przedsiębiorczości, poznawania siebie, wytyczania sobie celów i ich realizacji, kreatywnych rozwiązań, współpracy. Czyli takich, które przygotują ich do działania w realiach pozaszkolnych.

Niestety zbyt często szkoła generuje stres dla wymuszania powtarzalnych, schematycznych, miałkich zadań - zamiast tworzyć złożone sytuacje problemowe, gdzie odczuwalny stres byłby jedynie narzędziem pomagającym nam wydobyć z siebie to, co najwartościowsze.

Rozumiem, że model prostego wkuwania danych na rozkaz tylko po to by zdawać testy stał się tak charakterystycznym rysem polskiej edukacji, że wielu uczniów do niego przywykło (na zasadzie: zakuć, zdać, zapomnieć i mieć wreszcie spokój - przynajmniej na kilka dni).

Być może nie udało nam się stworzyć w szkole przestrzeni zachęcającej ich do przetworzenia materiału szkolnego w sposób, który z jednej strony odpowiedziałby na ich potrzeby, a z drugiej - mądrze wprowadził w realia dorosłego życia.

I który pozwoliłby im zmierzyć się ze stresem, po to by bardziej otwarcie przemówić własnym głosem - zamiast odtwarzać cudze teksty.

Ale wtedy szkoda tych tysięcy godzin zmarnowanych na stresowanie dla samego stresowania.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty