Wspieranie rozwoju


"To nie my! To rodzice! To rodzice nakręcają wyścigi! To rodzice powodują u dzieci deficyty! To rodzice to i tamto. To nie nasza wina!"

Trudno mi się odnieśc do takich komentarzy.

To nie rodzice wprowadzają Wewnątrzszkolny System Oceniania. 
To nie rodzice robią kartkówki i wstawiają oceny.
To nie rodzice grają nimi na lekcjach.

Tak, wiem jest spora grupa rodziców, która jest emocjonalnymi analfabetami. 
Która nie umie rozmawiać z dziećmi. 
Która oddziałuje na nie batem.
Która wywiera presję na dzieciach.

ALE...
Właśnie po to jest szkoła, by rozpoznać i odpowiedzieć na deficyty domowe. 
By wyznaczyć pewien alternatywny kierunek. 
To z założenia przecież profesjonalna instytucja edukacyjna. 
Zatrudniająca specjalistów.

Rodzice często się nie znają. 
Nie kształcili się w tym obszarze. 
Są przerażeni i zagubieni - bardziej niż uczniowie. 
Gdyby się znali - nie byłaby im szkoła potrzebna.

Jeśli zadaniem nauczyciela jest wspieranie rozwoju dziecka, to w zakres tego wchodzi także troska o jego dobrostan, o rozwój emocjonalny, psychiczny, intelektualny (nie mylić z wkuwaniem danych do kartkówki). 
A właściwie nie także - a przede wszystkim.

Bo w końcu czy nie od tego przede wszystkim jest nauczyciel? 
Czy nie to jest istotą tego zawodu?

Przecież trudno powiedzieć, że sednem pracy nauczyciela jest przekazywania danych, które można znaleźć samemu w podręczniku czy egzaminowanie - co może zrobić pierwszy lepszy komputer albo lokalny działacz partii. 
To oznaczałoby nieprawdopodobną prymitywizację nauczycielskiej pracy.

Dlatego czekam na strajk pod hasłem: "jesteśmy profesjonalistami od wspierania dzieci, od rozpoznawania i doskonalenia ich potencjału, nie od obrabiania i ciągłego testowania - i chcemy za to dostawać godziwe wynagrodzenie, bo nie ma ważniejszej rzeczy niż rozwój młodego pokolenia".

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty