Nie jestem edukacyjnym rewolucjonistą




Być może niektórych moja pisanina zmyliła.
Dlatego prostuję - nie, nie jestem edukacyjnym rewolucjonista.
Przeciwnie - jestem kontrrewolucjonista.
Marzę o powrocie do antycznych wzorców.
Przeciwstawiam się konsekwencjom rewolucji, którą przeprowadzono w XIX, a której efektem było zamienienie szkoły w fabrykę jednolicie myślących obywateli.

Idea przymusowej, jednolitej edukacji, ściśle kontrolowanej przez państwo była efektem działań zwolenników inżynierii społecznej. Jednym z nich był Georg Wilhelm Hegel (notabene główne żródło inspiracji i dla Marksa, i dla Mussoliniego)

Według Hegla rzeczywistości tzw. nieracjonalnej (kształtującej się samoistnie, ewolucyjnie, stopniowo), której przejawem były naturalne, spontaniczne inicjatywy oddolne należało przeciwstawić tzw. rzeczywistość rozumną, konstruowaną odgórnie, planowo, tworzoną przez państwo ("Wszystko, czym jest człowiek — pisze Hegel — zawdzięcza państwu; tylko w nim ma swoją istotę. Całą swoją wartość, całą duchową rzeczywi­stość, zawdzięcza człowiek tylko państwu")

Choć Hegel nie był skrajnym etatystą, to jego kontynuatorzy - już tak. Odrzucili wizję państwa organizmu na rzecz państwa maszyny. Punktem wyjścia było założenie: ludzie są dla państwa, nie państwo dla ludzi. Dla państwa jest także szkoła. Dla państwa są uczniowie.

Obywateli potraktowano jako wykonawców wielkiego planu, służącego ufundowaniu nowego porządku społecznego. Szkoły miały być narzędziami służącymi jego realizacji. Nauczyciele - pasami transmisyjnymi działającymi w oparciu o schemat zaprojektowany przez władzę centralną.

System obligatoryjnej, zuniformizowanej edukacji, z odgórnie ustalanymi programami, maksymalnie zbiurokratyzowany, sprzyjał pełniejszemu podporządkowaniu społeczeństwa, bardziej efektywnej kontroli nad masami.

Każda dyktatura roszcząca sobie aspiracje do panowania nad ciałami i duszami obywateli wykorzystywała szkolnictwo dla swoich celów. Do indoktrynacji, wymuszania posłuchu, tłumienia buntu lub inspirowania do walki.

Ważną rolę odgrywały szkoły w rękach władzy rewolucyjnej, dążącej do przeprowadzenia transformacji społeczno-obyczajowej. Służyć miały stworzeniu Nowego Człowieka, zdolnego do destrukcji starego świata i budowy na jego gruzach nowego ładu.

Według takiego schematu działało chociażby państwo pruskie. To co Prusacy zrobili z szkołami było przecież właśnie przejawem rewolucji, mającej przygotować masy do nowego porządku: industrialno-biurokratyczno-imperialnego.

Podobne założenia przyjmowały rewolucyjne reżimy totalitarne, komunistyczne czy faszystowskie. Szkoły-fabryki służyły formowaniu młodych według obowiązującego wzorca ideologicznego.

Dzisiaj wizje rewolucyjne przyblakły - ale sam schemat działania szkół pozostał. Dlatego go odrzucam. Chcę powrócić do antycznej idei edukacji - organicystycznej. Która jest pochodną potrzeb ludzi - nie narzędziem do urabiania mas. Do szkoły - OGRODU, gdzie ludzie spotykają się, by ze sobą rozmawiać, dzielić się umiejętnościami, uczyć się od siebie nawzajem.

Gdzie nauczyciel jest rozumiejącym mistrzem, wpierającym ucznia w rozwoju (w oparciu o jego zasoby - nie jednolite programy).

Gdzie jest towarzyszem na drodze do spełnienia - nie funkcjonariuszem machiny państwowej.

Tomasz Tokarz

Komentarze

Popularne posty